Koncertem inauguracyjnym był występ The Cinematic Orchestra z towarzyszącą im Sinfoniettą Cracovia. Krakowski koncert przyrównywany był do słynnego występu brytyjskiej grupy w Royal Albert Hall, gdzie również zagrali z akompaniamentem orkiestry. Jak można się było domyślać, Sinfonietta nie zagrała wiele. Była raczej tłem i to nawet nie muzycznym, a wizualnym. Występ rozpoczął się nawet tak samo jak wspomniany w Royal Albert Hall – pierwszymi utworami były „All That You Give”, „Child Song” oraz „Flute”. The Cinematic Orchestra słynie z tego, że zawsze i z chęcią znajdą miejsce na improwizacje. Na niedzielnym koncercie improwizacje były częste, ale niezbyt rozbudowane (przynajmniej w części głównej). Co kawałek perkusja, saksofon albo, częściej, pianino miały drobne solówki.
"Oficjalne nagranie z koncertu The Cinematic Orchestra":http://www.youtube.com/watch?v=oEzciY60u6c
O 23 w teatrze Łaźnia rozpoczął się audiowizualny show Chrisa Cunninghama. Przez godzinę publiczność była świadkiem konfrontacji dźwięku i obrazu o to, który z nich bardziej wstrząśnie i zmaltretuje widza. Niestety, każdy wiedział, czego się po Cunninghamie spodziewać i wydaje się, że wymagaliśmy od niego czegoś więcej ponad to, co pokazał. Po naprawdę mocnym i obiecującym początku, artysta serwował kolejne filmiki połączone z głośnym i brutalnym IDM-em, wszystko jednak podciągnięte pod ten sam schemat. Poszczególne projekcje były budowane symetrycznie do głównej części utworu, którym była agresywna perkusja w stylu mocnego drum and bass lub wspomnianego IDM-u. Kawałki zostały specjalnie zmiksowane by dodatkowo zaakcentować ten element. Wyglądało to mniej więcej tak, że do każdego dźwięku linii perkusyjnej był przyporządkowany obraz. Takie połamane i zmiksowane sceny układały się w pełną agresji i wstrętu narrację, która ciekawiła jedynie na początku. Kiedy Cunningham przedstawił przygotowaną obróbkę Windowlickera, wśród publiczności dało się dostrzec kilka ironicznych uśmieszków. Tak, Cunningham nie bardzo miał co pokazać. Owszem, występ, a szczególnie oprawa dźwiękowa, był masywny i bezkompromisowy, ale chyba wszyscy chcieli czegoś więcej. Dodatkowo, bardzo zastanawiało mnie to, co Cunningham robił za pulpitem. Obraz z dźwiękiem były dograne perfekcyjnie, co do najmniejszych ułamków sekund, zatem czynnik ludzki tylko by przeszkadzał w prezentacji takiego materiału. Mimo to jakoś się tam ruszał na scenie, wszak nigdy nie wiadomo „czy aby maili nie wysyłał”.
Foto: Chris Cunningham - 7. Sacrum Profanum
fot. Paweł Książek
Krakowskie Biuro Festiwalowe
« powrót