I zaczynamy jeść... — tymi słowami mógłby zaczynać się i równie dobrze kończyć każdy rozdział wspomnień Abu-Jaber. Język baklawy to książka pełna jedzenia! Sentymentalna czekolada na gorąco, niesamowite arabskie lody, nostalgiczne wątróbki drobiowe, ful dla ukochanego albo grzanki z serem na pocieszenie czy chleb pita z utraconego dzieciństwa — to potrawy przyrządzanych przez bohaterów książki. Znajdziemy tu też autorskie przepisy kucharskie na różne okazje, np.: hummus na rozkręcenie imprezy czy fatair nadziewane szpinakiem dla tych, którzy szukają domu albo też przepis na poetyczną baklawę z ciasta filo, pieczoną wtedy, kiedy trzeba kogoś uwieść.
Tajemnicza i eteryczna arabska ciocia Aya podczas zaaranżowanych lekcji kobiecości tłumaczy młodej Ya Ba (ojciec tak nazywa Dianę): Mówi się, że jedzenie to sposób, żeby pamiętać przeszłość. Nie przejmuj się tym. Jedzenie jest po to, żeby zapominać. Jak stwierdzi w przedmowie narratorka powieści, w jedzeniu chodzi zawsze o coś więcej: łaskę, tożsamość, wiarę, miłość. Z drugiej strony jedzenie — przygotowanie posiłku i jego wspólne spożywanie — to forma słuchania, spotkanie z innymi, np. podczas rodzinnych biesiad, kiedy przyrządzany jest szisz kebab „Jedz, nie czekaj”. Dla bohaterów książki jedzenie to też sposób na wyrażanie swych uczuć i emocji, no i jednak wspólne jedzenie pomaga nam pamiętać.
Najciekawsze i najbardziej zajmujące są pierwsze rozdziały książki, przedstawiające amerykańsko-jordańskie dzieciństwo narratorki (z symptomatycznym rozdziałem pierwszym pt. Jak wychować arabskiego ojca w Ameryce i prawdziwie wzruszającą opowieścią o Baranku skonsumowanym jako potrawa z cukinii faszerowanej jagnięciną). Na uwagę zasługują też stworzone z humorem portrety amerykańskiej babci, małego jordańskiego chłopca Hiszama czy jordańskich wujów, interesujące anegdoty i zabawne scenki.
Jednak tylko pozornie Język baklawy to ciepła opowieść o barwnym dzieciństwie, rodzinnych spotkaniach i rozmowach, dorastaniu, trudnych relacjach z ojcem, młodzieńczych marzeniach i planach. Tekst ma być również opowieścią o niełatwym losie imigranta. Jak pisze Abu-Jaber: imigrant kompresuje przestrzeń i czas — zaczyna w jednym kraju, a trochę później w przemyślany sposób buduje swoje życie od początku w innym. Życie imigranta to fantazja i kreacja, ale i koszmar wyobcowania.
Poczucie osamotnienia i inności towarzyszy narratorce od najwcześniejszego dzieciństwa aż do dorosłego, dojrzałego życia debiutującej pisarki: Czuję się też przeraźliwie samotna — jakbym była pierwszym i jedynym człowiekiem zawieszonym między krajami. Ze wspomnień Abu-Jaber wyłania się też świetnie naszkicowany portret ojca, uroczego i naiwnego imigranta — Araba, który w Nowym Świecie próbuje wyśnić swój american dream. Gdy mu się to nie udaje, wraca do wyidealizowanej ojczyzny — Jordanii. Jednak i tutaj okazuje się kimś obcym. Jak mówi narratorka: Mój ojciec i jego bracia wciąż latają tam i z powrotem, śmigając nad oceanami i kontynentami. Ich życie toczy się w powietrzu, w eterze pomiędzy, na rubieżach (...).
Ya Ba, dziecko jordańskiego imigranta i Amerykanki, również czuje się wykorzeniona i próbuje odnaleźć swoje miejsce w świecie: Diana będzie więc raz amerykańską dziewuchą, jedzącą czekoladowy pudding z proszku w jednorazowym kubeczku (wym. Dajen), a raz egzotyczną krewną Beduinów, jordańską dziewczynką, która zapomniała już jak smakują kanapki z masłem orzechowym (wym. Di-ana).
W pewnym momencie poczułam się jednak nieco znużona wypowiadanymi explicite refleksjami o, mówiąc prosto z mostu, samotności jednostki wśród tłumu i poszukiwaniu własnej wspólnoty kulturowej. No, ale w końcu Język baklawy to bardzo osobisty pamiętnik mojego dzieciństwa i dorastania, więc może trzeba (i można) tak się wyspowiadać i wyżalić czytelnikowi? Mam wrażenie, że ta książka jest trochę jak historia życia opowiedziana przez przypadkowo napotkaną w autobusie lub pociągu osobę: słuchamy jej często początkowo tylko z grzeczności, ale w końcu spotkanie zapada w pamięci.
Diana Abu-Jaber, Język baklawy. Wspomnienia
przeł. Dominika Cieśla-Szymańska
Czarne, 2012