Najnowszej książce Witkowskiego zarzuca się czczość „na płaszczyźnie problemowej czy poznawczej”, fajerwerkowość i pusty śmiech. Na blogach pojawiły się również opinie, że przesadzone sceny seksu, karykatura księdza czy Bractwo Świętego Napletka wcale nie śmieszą, a wręcz odstręczają. Trzeba przyznać, że faktycznie trudno doszukać się w _Margot_ głębokich przemyśleń czy konfliktów moralnych, bo żaden z bohaterów – nawet mimo ewidentnej niemoralności swoich zachowań – takich rozterek nie ma (a może to jest właśnie problem, który chciał pokazać Witkowski?) i nawet odniesienie do _Metamorfoz_ Owidiusza nie funduje powieści drugiego dna. Trzeba też przyznać, że chwilami Witkowski trochę przesadza, żeby nie powiedzieć, „przegina pałę”.

Witkowskiemu jednak należy się pochwała po pierwsze za to, że opisuje to, co zna i w czym brał udział. W wywiadzie dla Dużego Formatu przyznał, że pierwowzorem wzlotu i upadku Waldiego Mandarynki są jego własne doświadczenia z „Barem” i próby stworzenia swojego talk-show. Aby poznać środowisko tirowców, podróżował z nimi, udając, że jedzie na budowę do Szwecji. Któremu pisarzowi by się chciało?

Pochwała druga – za język. Po raz kolejny autor _Lubiewa_ udowodnił, że jest mistrzem stylizacji. Język tirowców, dosadny, z charakterystycznymi dla nich wyrażeniami dzięki narratorce nabiera dodatkowego smaczku: Margot zgrabnie i przewrotnie łączy prostackość i wulgarność z aluzjami literackimi. Mój ulubiony przykład: „Szamam przy »lepszym stole rosyjskim«, bo jestem chłodnią, czyli arystokracją”.
Intertekstualności jest w powieści wiele, ale są to nawiązania dość beztroskie – nie dla wzbogacania znaczeń, a bardziej dla zgrywy, na przykład by dać złośliwego prztyczka Tokarczuk, Whartonowi czy Coelho. Natomiast sposób mówienia środowiska show biznesu, z manieryczną familiarnością, luzem i wtrętami anglojęzycznymi jest przerysowany do granic możliwości – to groteskowa parodia „z tendencją do” bardzo złośliwej karykatury. Tirowcy i celebryci – te jakże odmienne środowiska zostały w powieści scharakteryzowane, podobnie jak „pobożni” – św. Asia i ksiądz - czy Cyganie, przede wszystkim przez język, zmieniający się wraz z kolejną postacią, której autor oddaje głos. Przyszli maturzyści, którzy na prezentację maturalną wybiorą temat „stylizacja językowa”, jako przykład „stylizacji środowiskowej” obok _Syzyfowych prac_ Żeromskiego będą mogli wymienić _Margot_ Witkowskiego.

Po trzecie – plus za pomysłowość. Stworzone przez Witkowskiego postacie „oryginałów” są rzeczywiście oryginalne, barwne, żywiołowe, odjechane i mimo groteskowości, nieobyczajnych zachowań i niecnych pobudek – wzbudzające sympatię. Każdy z głównych bohaterów przechodzi przemianę: Margot, uciekinierka domu dziecka zostaje twardą i nieustępującą w niczym mężczyznom kierowcą tira, a w nocy z tirowca przeistacza się w tirówkę, bynajmniej nie dla pieniędzy. Prosty Waldek Jesionka ze wsi Rudka dzięki paście do smarowania podków staje się Waldim Mandarynką, sławnym piosenkarzem, twarzą ekranu i bilbordów. Niepełnosprawna Asia dzięki CB-radiu angażuje się w życie tirowców i zostaje uznana przez nich za świętą, w końcu zostaje uzdrowiona, by potem samej uzdrawiać. Te trzy niezwyczajne postaci z trzech różnych światów spotykają się w jednym miejscu u równie niezwyczajnego księdza.

Ile potencji może mieć ich spotkanie, ile niesamowitych możliwości fabularnych! A co z niego wynika? Nic. Św. Asia od tirowców znika gdzieś z niemiecką lesbą, Waldi nawet nie dowiaduje się, kim jest słuchająca go „obłąkana”, a Margot ani słówkiem nie komentuje opowieści upadłej sławy ekranu. Dlaczego? Czy to zamierzony zabieg czy autorowi zabrakło sił na ciąg dalszy (bo chyba nie pomysłowości, o to go nie podejrzewam). A może chciał pokazać, że te tak różne światy w ogóle siebie nawzajem nie obchodzą i że na szczęście są jeszcze tacy, którzy od gwiazdora wolą pięknego Cygana? Zakończenie rozczarowało: akcja się rozpadła, a na szeroką skalę zakrojona różnorodność okazała się niespójnym miszmaszem. Losy bohaterów nie zostały zamknięte: Waldi planuje wielki powrót, Margot gubi swoją tabliczkę, będącą znakiem jej tożsamości. Czyżby więc otwarcie na kolejne przemiany? Czyżby _Margot cz. 2_? Mam nadzieję, bo sama _Margot_ pozostawia z uczuciem niedosytu nie tylko na płaszczyźnie poznawczo-problemowej, lecz także fabularnej.

_Margot_ zwłaszcza w drugiej części śmieszy do łez karykaturą świata show biznesu, ale czy będzie śmieszyć za 20, 30, 50 lat, kiedy już nikt nie będzie pamiętał polskich „zaradnych” duchownych, przebojów Ich Troje i wielu wymienionych w książce marek produktów? Wznowiona po latach _Margot_ może wyglądać jak dzieła klasyków wydawane przez Ossolineum – więcej przypisów niż treści. Nie ma się jednak co martwić tym co potem – to satyra na współczesnych dla współczesnych, satyra, która – podobnie jak opisywane w niej gwiazdy – zabłyśnie na chwilę i zgaśnie wraz z nimi.

_Margot_
Michał Witkowski
liczba stron: 208
Świat Książki
Warszawa 2009









« powrót