Witkowskiemu jednak należy się pochwała po pierwsze za to, że opisuje to, co zna i w czym brał udział. W wywiadzie dla Dużego Formatu przyznał, że pierwowzorem wzlotu i upadku Waldiego Mandarynki są jego własne doświadczenia z „Barem” i próby stworzenia swojego talk-show. Aby poznać środowisko tirowców, podróżował z nimi, udając, że jedzie na budowę do Szwecji. Któremu pisarzowi by się chciało?
Pochwała druga – za język. Po raz kolejny autor _Lubiewa_ udowodnił, że jest mistrzem stylizacji. Język tirowców, dosadny, z charakterystycznymi dla nich wyrażeniami dzięki narratorce nabiera dodatkowego smaczku: Margot zgrabnie i przewrotnie łączy prostackość i wulgarność z aluzjami literackimi. Mój ulubiony przykład: „Szamam przy »lepszym stole rosyjskim«, bo jestem chłodnią, czyli arystokracją”.
Po trzecie – plus za pomysłowość. Stworzone przez Witkowskiego postacie „oryginałów” są rzeczywiście oryginalne, barwne, żywiołowe, odjechane i mimo groteskowości, nieobyczajnych zachowań i niecnych pobudek – wzbudzające sympatię. Każdy z głównych bohaterów przechodzi przemianę: Margot, uciekinierka domu dziecka zostaje twardą i nieustępującą w niczym mężczyznom kierowcą tira, a w nocy z tirowca przeistacza się w tirówkę, bynajmniej nie dla pieniędzy. Prosty Waldek Jesionka ze wsi Rudka dzięki paście do smarowania podków staje się Waldim Mandarynką, sławnym piosenkarzem, twarzą ekranu i bilbordów. Niepełnosprawna Asia dzięki CB-radiu angażuje się w życie tirowców i zostaje uznana przez nich za świętą, w końcu zostaje uzdrowiona, by potem samej uzdrawiać. Te trzy niezwyczajne postaci z trzech różnych światów spotykają się w jednym miejscu u równie niezwyczajnego księdza.
Ile potencji może mieć ich spotkanie, ile niesamowitych możliwości fabularnych! A co z niego wynika? Nic. Św. Asia od tirowców znika gdzieś z niemiecką lesbą, Waldi nawet nie dowiaduje się, kim jest słuchająca go „obłąkana”, a Margot ani słówkiem nie komentuje opowieści upadłej sławy ekranu. Dlaczego? Czy to zamierzony zabieg czy autorowi zabrakło sił na ciąg dalszy (bo chyba nie pomysłowości, o to go nie podejrzewam). A może chciał pokazać, że te tak różne światy w ogóle siebie nawzajem nie obchodzą i że na szczęście są jeszcze tacy, którzy od gwiazdora wolą pięknego Cygana? Zakończenie rozczarowało: akcja się rozpadła, a na szeroką skalę zakrojona różnorodność okazała się niespójnym miszmaszem. Losy bohaterów nie zostały zamknięte: Waldi planuje wielki powrót, Margot gubi swoją tabliczkę, będącą znakiem jej tożsamości. Czyżby więc otwarcie na kolejne przemiany? Czyżby _Margot cz. 2_? Mam nadzieję, bo sama _Margot_ pozostawia z uczuciem niedosytu nie tylko na płaszczyźnie poznawczo-problemowej, lecz także fabularnej.
_Margot_ zwłaszcza w drugiej części śmieszy do łez karykaturą świata show biznesu, ale czy będzie śmieszyć za 20, 30, 50 lat, kiedy już nikt nie będzie pamiętał polskich „zaradnych” duchownych, przebojów Ich Troje i wielu wymienionych w książce marek produktów? Wznowiona po latach _Margot_ może wyglądać jak dzieła klasyków wydawane przez Ossolineum – więcej przypisów niż treści. Nie ma się jednak co martwić tym co potem – to satyra na współczesnych dla współczesnych, satyra, która – podobnie jak opisywane w niej gwiazdy – zabłyśnie na chwilę i zgaśnie wraz z nimi.
_Margot_
Michał Witkowski
liczba stron: 208
Świat Książki
Warszawa 2009
« powrót