Katarzyna Lemańska: Kalendarz teatralny
Jeżeli poszczególne recenzje nie zachęciły naszych czytelników do wybrania się do teatru, to poniższy tekst może ich tylko zniechęcić. Przysłużyć się może jedynie leniwym selekcjonerom pracującym dla ogólnopolskich festiwali, ich typy są zadziwiająco zgodne z opiniami co niektórych znanych krytyków. Dlatego przekornie przedstawiam nie najlepsze przedstawienia, ale dwanaście teatrów z najciekawszym repertuarem na dwanaście nadchodzących miesięcy (bez wartościowania, kolejność dowolna). Aby formie podsumowania było zadość, znajdzie się także kilka subiektywnie wybranych tytułów, niezależnie od daty premiery.
Styczeń: Teatr Polski we Wrocławiu (a w repertuarze Blanche i Marie Ibera, Utwór o matce i ojczyźnie Klaty, Tęczowa trybuna 2012 Strzępki, Poczekalnia Lupy, Szosa Wołokołamska Wysockiej, że o starszych spektaklach nie wspomnę)
Luty: Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu (Kamasutra. Studium przyjemności Szczawińskiej, Niech żyje wojna Strzępki, A, nie z zielonego wzgórza Raduszyńskiej, W pustyni i w puszczy Frąckowiaka, Sorry, Winnetou Ratajczaka, że o starszych spektaklach nie wspomnę)
Marzec: Teatr Dramatyczny w Warszawie (Msza Żmijewskiego, Córeczki Głuchowskiej, Klub Polski Miśkiewicza, Madame Bovary Rychcika, Persona. Ciało Simone Lupy)
Kwiecień: Narodowy Stary Teatr w Krakowie (Brand. Miasto. Wybrani Borczucha, Być albo nie być Peschela, Koprofagi czyli znienawidzeni ale niezbędni Klaty, Mewa Miśkiewicza, Nasze miasto i Kordian Kaczmarka, Iluzje Wyrypajewa)
Maj: Teatr Narodowy w Warszawie (Aktor Zadary, Lenz Wysockiej, Mewa Glińskiej, Miłość na Krymie i Tango Jarockiego, Taniec Delhi Wyrypajewa)
Czerwiec: Teatr im. Żeromskiego w Kielcach (Joanna Szalona. Królowa Rubina, Białe małżeństwo Szczawińskiej, Hamlet Rychcika)
Lipiec: TR Warszawa (Solaris. Raport Korczakowskiej, Nosferatu Jarzyny, Metafizyka dwugłowego cielęcia Borczucha)
Sierpień: Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu (Zmierzch bogów Kleczewskiej, Odyseja Garbaczewskiego, Dziady Kleczewskiej, Co chcecie albo wieczór trzech króli Borczucha)
Wrzesień: Nowy Teatr (Życie seksualne dzikich Garbaczewskiego, Koniec i Opowieści afrykańskie Warlikowskiego)
Październik: Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie (Emigranci Wiktora Rubina, Moja pierwsza zjawa Szczawińskiej, koprodukcje: Aleksandra. Rzecz o Piłsudskim Libera w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu, W imię Jakuba Strzępki w Teatrze Dramatycznym w Warszawie)
Listopad: Teatr Polski w Bydgoszczy (Mickiewicz. Dziady. Performance Wodzińskiego, Wielki Gatsby Zadary, Opowieści zimowe Gańczarczyk)
Grudzień: Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie (Jak być kochaną Szczawińskiej, Kartoteka Ratajczaka, Cudowne morderczynie Raduszyńskiej)
Mateusz Witkowski: Letnie dwanaście miesięcy
Próbując dać jakąś klarowną odpowiedź na pytanie, jaki był miniony teatralny rok, ograniczając się przy tym do gruntu krakowskiego, na myśl przychodzi mi niestety epitet rozczarowujący. Zawiódł nieco Narodowy Stary Teatr, któremu zawsze towarzyszą siłą rzeczy dość wysokie oczekiwania, a który zaliczył dość „letnie” dwanaście miesięcy – pojawiły się co prawda propozycje intrygujące, jak bezpretensjonalne Być albo nie być, zabrakło jednak naprawdę mocnego akcentu, jak bywało w poprzednich latach ze spektaklami Lupy i Klaty. Drugi z reżyserów nie przekonał mnie w październiku swoimi Koprofagami... – zupełnie jakby niezdrowe krakowskie powietrze przestało mu służyć. Aby nie siać defetyzmu zaznaczę jednak, że na istotną siłę teatralną w Krakowie wyrosła Łaźnia Nowa proponująca zróżnicowany i świeży repertuar, pojawił się też nowy punkt na scenie offowej, czyli Teatr KraKoTeka, któremu warto bliżej się przyjrzeć.
Adrianna Alksnin: Teatr zdziadziały?
Ubiegły rok nie był szczególnie pomyślny dla Starego Teatru. Można zaryzykować nawet żart, iż w 2011 roku wyraźnie się zestarzał i jeśli nie chce zostać leciwą damą strojącą się w kolorowe fatałaszki maskujące swój wiek, w 2012 roku musi się mocno postarać.
Czyżby kryzys ekonomiczny, o którym mówi się we wszystkich mediach pociągnął za sobą kryzys artystyczny? A może po prostu znaleźliśmy się w momencie przełomowym, kiedy to pewne rozwiązania estetyczno-formalne uległy już wyczerpaniu, a nie pojawiły się jeszcze nowe, które zasługiwałyby na miano „rewolucyjnych”? A może po prostu rewolucja i nowatorstwo nie jest już możliwe i należy powrócić do bardziej tradycyjnych form? Pozostaje tylko czekać na nowe premiery i śledzić uważnie rozwój wypadków.
Sandra Szaja: Teatry na B.
W roku 2011 odkryłam mały teatr schowany w piwnicy restauracji Klezmer-Hois, Teatr Barakah. Aktorzy tego teatru potrafią stworzyć atmosferę patosu pomieszanego z ironią i czarnym humorem (w spektaklu Klinika dobrej śmierci), a także zabawić publiczność prostą komedią (Jednoręki ze Spokane). Reżyserka, Ana Nowicka, zawsze stworzy coś oryginalnego, wykorzystując wyjątkowość i kameralność tego miejsca.
W minionym roku miałam okazję zaznajomić się z repertuarem Teatru Bagatela. Chciałabym poświęcić kilka słów spektaklowi Mayday. Jest on dla mnie fenomenem. Grany od 1997 roku, wciąż cieszy się olbrzymią popularnością. Bilety trudno dostać, są drogie, a i tak za każdym razem widownia jest pełna. Dlaczego, skoro jest to chyba najbardziej żenujący spektakl w Teatrze Bagatela. Banalny, mało śmieszny, nawet głupkowaty. Gra aktorów jest na takim samym poziomie. Na samo wspomnienie głosu Aliny Kamińskiej przechodzą mnie ciarki przerażenia. Okno na parlament, Kochankowie nie z tej ziemi, Tramwaj zwany pożądaniem to o wiele ciekawsze przedstawienia. Dlaczego więc ludzie uparli się, by właśnie Mayday wychwalać pod niebiosa? Nie mam pojęcia.
Matylda Sielska: Głos operowy
W tym roku Opera Krakowska zaczęła wreszcie oferować swoim widzom coś ciekawszego. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się, kiedy wreszcie dyrekcja Opery zauważy olbrzymie zmiany, jakie zachodzą w inscenizacjach tego gatunku za granicą. Dziś widz operowy wymaga nie tylko głosów (tutaj krakowski teatr też nie zawsze ma się czym popisać), ale przynajmniej pomysłowej inscenizacji i dobrego poziomu gry aktorskiej. Po tylu latach posuchy wreszcie mogę wznowione Diabły z Loudun Krzysztofa Pendereckiego w inscenizacji Laco Adamika, rzadko grywane, bo nie szlagierowe, ale warte uwagi widza o bardziej wysublimowanym guście, podobnie jak Cesarz Atlantydy Viktora Ullmanna w inscenizacji Beaty Redo-Dobber (wystawiany niestety w jeden wieczór ze znacznie słabszym Kolot min HaShoah). Ze świeższych propozycji na pewno warto zobaczy Eugeniusza Oniegina Piotra Czajkowskiego i Don Giovanniego Mozarta oba w inscenizacji jednego z najbardziej rozchwytywanych polskich reżyserów stricte operowych Michała Zanieckiego. Bardzo ciekawą propozycją jest wreszcie odświeżona po wielu latach przez Krzysztofa Nazara Traviata Giuseppe Verdiego – poprzednia inscenizacja była tak tautologiczna, a przede wszystkim od lat eksploatowana, że zarówno przenośnie jak i dosłownie „rozsypywała się” na oczach widzów. Liczę na dalsze zmiany!
Natalia Lis: Choreograf roku
Osobą, której szczególnie warto poświęcić uwagę jest Jacek Łumiński – założyciel, dyrektor i choreograf Śląskiego Teatru Tańca. To człowiek, który dzięki swojej pasji i determinacji wyznacza nowy kierunek polskiego teatru tańca. Łumiński to nie tylko wybitny praktyk, ale również teoretyk tańca, który inspirując się tradycyjną kulturą Żydów polskich oraz polskim folklorem, stworzył polską technikę tańca. O ogromnych osiągnięciach choreografa świadczy chociażby ilość warsztatów poprowadzonych między innymi w USA, Izraelu i Kanadzie, jednak „najświeższym” dowodem sukcesu Łumińskiego jest spektakl – Nie całkiem ciemny, nawet kolorowy (Na szczycie góry trudno się zgubić). Widowisko spotkało się z wielką aprobatą publiki, dzięki profesjonalnej aranżacji, niebanalnemu przesłaniu oraz zaskakującym rozwiązaniom technicznym prezentowanym przez tancerzy. Miejmy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości na polskiej scenie tańca współczesnego pojawi się więcej tak uzdolnionych artystów jak Jacek Łumiński!
Rafał Kołsut: Wieści nie ze stolicy
W ubiegłym roku na miano „bardzo pozytywnego zaskoczenia” zasłużył radomski Teatr Powszechny im. Jana Kochanowskiego – za dobrze zrealizowane sztuki, dostarczające wzruszeń i rozrywki (przypadkowemu gościowi, jak i dla wyrobionemu bywalcowi), a także za przemyślany i zróżnicowany repertuar, który ma szansę zachęcić każdego do częstszych wizyt w progach przybytku Melpomeny. A w Nowym Roku jubileuszowy Festiwal Gombrowiczowski – zapowiada się smakowicie.
Marcin Smerda: Dramatyczna porazka
Wielkim rozczarowaniem roku 2011 była Msza w reżyserii Artura Żmijewskiego (Teatr Dramatyczny w Warszawie). Przedstawienie, które mogło wnieść nową jakość do polskiego teatru i życia w ogóle, stało się płytką manifestacją siły zmartwychwstającej w Polsce lewicy. Żmijewski „zagrał na nosie” tylko tym, dla których msza jest wciąż rzeczą świętą, nietykalną, lecz nie wykorzystał krytycznego potencjału, jaki posiada gra symbolami o tak wielkiej randze. Ucierpiał na tym teatr, który podczas Mszy zdecydowanie stracił na powadze. Tradycyjna msza pozostała jednak mszą – rutynowym i bezrefleksyjnie odbieranym przedstawieniem, na które idę, bo muszę, bo warto się tam pokazać. Nie było w tym żadnej dialektyki. Nie polała się krew; słowo nie stało się ciałem. Nie doszło na naszych oczach do przemiany, o którą we mszy ostatecznie chodzi. Tak więc Żmijewski nie przekroczył żadnej granicy, zwłaszcza tej między rzeczywistością a iluzją; wystawiając Mszę, która nie jest mszą, która ma jedynie wartość wystawienniczą, stanął (zapewne wbrew sobie) po stronie mieszczańskiego sposobu myślenia.
Katarzyna Peplinska: Hity Jana Klaty
Sześcioro wykonawców gra w linkę w rytm dynamicznego utworu zespołu Tomahawk. Radosna zabawa z dzieciństwa zaczyna przypominać bolesną tresurę, męczarnię, pułapkę. W pamięci pozostaje obraz Pauliny Chapko, która nawet po zabraniu lin wykonuje monotonne skoki, kierowana już tylko uwewnętrznionym przymusem. Perfekcyjnie dopracowany obraz sceniczny i otwierające się szerokie pole możliwości interpretacyjnych – na sceny jak ta z Utworu o Matce i Ojczyźnie w reżyserii Jana Klaty w teatrze się czeka. Moim zdaniem to najlepsza premiera 2011 roku. Reżyserski, scenograficzny i muzyczny majstersztyk. Aktorzy Teatru Polskiego z Wrocławia po raz kolejny udowadniają, że są nie tylko bardzo zdolnymi indywidualnościami, ale też wiedzą, co oznacza siła płynąca z prawdziwie zespołowej gry. Utwór o Matce i Ojczyźnie to przedstawienie wizualnie piękne, ciekawie skonstruowane i niezwykle rytmiczne, przez co ogląda się je bardzo dobrze. Nie jest to jednak spektakl przyjemny, a w twórczości Jana Klaty chyba najbardziej bolesny. W oparciu o ukochaną i znienawidzoną figurę Matki, która łączy doświadczenie prywatne z symboliką narodową, reżyser pyta o tożsamość indywidualną i kolektywną. I umiejętnie łączy ton serio z ironią, by jednak finałowemu obrazowi nadać rys wypalenia, smutku, bezsilności. Ziemia obiecana – wyzwolona z sideł Matki – okazuje się ziemią spaloną.
Justyna Stasiowska: Zespoły, podzespoły i technologie
Rok 2011 pokazał, przede wszystkim, siłę zespołów aktorskich. Zasłużoną nagrodę na Boskiej Komedii otrzymał Teatr Polski we Wrocławiu, ocalając jeden ze słabszych spektakli, jakim była Tęczowa Trybuna 2012. Zespół aktorski spektaklu Życie seksualne dzikich Nowego Teatru w Warszawie ukazał niezwykłe umiejętności indywidualne wszystkich aktorów. Antropologiczna podróż widza w odległą przyszłość ludzi-maszyn jest mieszanką znakomitych rozwiązań i niezwykle wyświechtanych pomysłów. Dla samej wizji cyberpunku lepiej pozostać przy filmach, takich jak Ghost In the Shell, Videodrome i Akira, niż oglądać jej wersję teatralną. Jednak sposób posługiwania się skonstruowanym przez Marcina Cecko językiem i reakcje na zmienne byty w przestrzeni, jak instalacja „Wyspy”, powoduje, że Życie seksualne dzikich naprawdę warto zobaczyć. Bez technologii nie pojawiłoby się najciekawsze dzieło tego roku, czyli Prolog Wojtka Ziemilskiego. Na „słuchawki i ludzi” powstała instalacja-teatr, badająca „życie teatralne” widza. Tegoroczne przyglądanie się relacji widz – scena okazało się najciekawszą podróżą antropologiczną.
Karolina Wycisk: Homo festivalus
Rok Festiwali Wszelakich zaczynam od tych imprez, które dopiero startują, ale przy okazji dużo obiecują (na przyklad I edycja Teatru Nie-Złego w Legnicy, Międzynarodowy Festiwal Teatrów Tańca Scena Otwarta w Tarnowie) poprzez „mniejsze wydarzenia”, określane tak tylko ze względu na lokalizację w niewielkiej miejscowości, a jednak warte pokonania całej mapy Polski (nawet stopem), żeby w nich uczestniczyć (jak choćby Festiwal Demoludy w Olsztynie, Konfrontacje Teatralne w Lublinie, Interpretacje w Katowicach). Edycje wieloletnich międzynarodowych festiwali (dość wymienić tylko kilka: Festiwal Szekspirowski w Gdańsku, maltafestival w Poznaniu, Kontrapunkt w Szczecinie, Warszawskie Spotkania Teatralne, Dialog – Wrocław, Boska Komedia i Krakowskie Reminiscencje Teatralne) zapowiadały się intrygująco. Bo obok głośnych nazwisk teatralnego anturażu (kilka z nich: Romeo Castellucci, Alain Platel, Alvis Hermanis, Nikołaj Kolada, Sabine Auf der Heyde, Herbert Fritsch), organizatorzy często zapewniali, że program przewiduje to, co „nieteatralne”, żeby rozruszać uśpioną publiczność. Faktem jest, że po całodniowym maratonie miło było się znaleźć w „miejscach festiwalowych”: autobusy oblepione festiwalowymi logo (ze świecącym napisem na tablicy rozdzielczej, wywołującym powszechne rozbawienie: „wycieczka”) woziły uczestników do kawiarni, lokali, na koncerty, wystawy, do kina. Mniej formalnie i zupełnie nie mniej teatralnie. Bo, Drodzy Organizatorzy, my – teatralne mole czy jak kto woli homo festivalus – nie potrafimy już dzielić przestrzeni na teatralną bardziej i mniej. Zdecydowanie lubimy spotkać na piwie pana G. czy panią S. z lampką czerwonego wina, nie wspominając już o zakulisowych bankietach popremierowych, które są wyśmienitą okazją do nabrania odwagi i „zagadania”. Pod tym względem tegoroczne festiwale zasługują na laur zwycięzcy. Wszystkie – małe i duże, w stolicy i na granicy, głównego nurtu i offowe, dramatyczne i taneczne – prześcigały się w organizacji czasu między spektaklami. Zachęcano do odwiedzenia miejsc –forum teatralnej publiczności, podjęcia form dyskusji i poznania komentarzy (filmowych, muzycznych, w formie wywiadu z twórcami, codziennej gazetki, akcji-niespodzianek) do tego, co widzieliśmy. Podsumowując: działo się!
Taki kształt teatralnego sum-up jest z jednej strony pochwałą, z drugiej ma dawać do myślenia. Skoro tym, co przywozi się z festiwalowej wyprawy, jest wspomnienie imprez towarzyszących, to jak wygląda właściwy, teatralny fundament?... Mam nadzieję, że określenie – stawianie zamków na piasku – jest w tym kontekście znacznym nadużyciem. Obecny rok zweryfikuje trwałość festiwalowej architektury.
Katarzyna Lemańska – redaktorka E-SPLOTU, studentka teatrologii i edytorstwa na Wydziale Polonistyki UJ, stażystka w gazecie teatralnej „Didaskalia”, stara się być czynną uczestniczką warsztatów Nowej Siły Krytycznej. Publikowała w czasopismach „Fragile” i „Nietak!t”. Miłośniczka performansów artystycznych i nie tylko, festiwali teatralnych oraz degustacji w czasie antraktów czerwonego wina.
Mateusz Witkowski – urodzony w 1989 roku w Świdnicy. Student Polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zajmuje się literaturą (biernie, czasem czynnie) i teatrem (czasem biernie). Do tej pory publikował m.in. w „Akcencie”, „Pograniczach” i „Opcjach”, a także czasopismach internetowych: „sZAFa” i „Esensja”.
Adrianna Alksnin – studiuje komparatystykę i kulturę współczesną na UJ. Interesuje się psychoanalizą, krytyczną teorią kultury oraz literaturą modernizmu i 20-lecia międzywojennego. Współpracuje z E-SPLOTEM. Lubi kawę bez cukru, zimę bez śniegu, postmodernizm i post-punk.
Sandra Szaja – studentka filologii polskiej i tureckiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Duszę oddała literaturze i teatrowi. Wielką uwagę zwraca na treść spektakli, gdyż sama pisuje dramaty. Jest głosicielką hasła „powrotu do Człowieka“ w teatrze. Nie interesuje jej goły tyłek na scenie. Raczej to, dlaczego ktoś się rozebrał. Uwielbia ironię i bywa sarkastyczna. Współpracuje z magazynem E-SPLOT, działa przy organizacji festiwali teatralnych.
Matylda Sielska – studentka III roku teatrologii, szczególnie umiłowała sobie teatr operowy. Nie stroni od praktyki artystycznej, ale wychodzi z założenia, że czasem należy także myśleć… Nie będzie się kłócić, że jej to wychodzi.
Natalia Lis – studentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, współpracuje z E-SPLOTEM. Zachwycona teatrem tańca. Jej autorytetem w tej dziedzinie jest Martha Graham. Interesuje się również współczesnym malarstwem oraz projektowaniem ubioru.
Rafał Kołsut – student Wiedzy o Teatrze na UJ, z zamiłowania scenarzysta komiksowy, pisze hobbystycznie, prywatnie zajmuje się chłonięciem popkultury.
Marcin Smerda – absolwent filozofii UMCS, student religioznawstwa UJ. Interesuje się przede wszystkim filozofią współczesną, choć z nostalgią spogląda także w przeszłość. Obecnie zajmuje się performatyką i teorią fotografii. Pochodzi z Lublina, lecz od niedawna mieszka w Krakowie.
Katarzyna Peplinska – absolwentka wiedzy o teatrze na UJ, studentka Dramatologii przy Katedrze Performatyki UJ, zajmuje się szczególnie twórczością Jana Klaty. Interesuje się reżyserią, myślą i twórczością Wsiewołoda Meyerholda, dramaturgią skandynawską i filmem.
Justyna Stasiowska – próbuje studiować II rok SUM na specjalności Dramatologia. Potrafi udokumentować zainteresowanie campem oraz remiksem. Fascynacja muzyką i procesem słuchania jest trudna do wyjaśnienia. Jej artykuły pojawiły się w czasopismach „16mm”, „Nietak!t”, „Didaskalia”. W stałym związku z E-SPLOTEM. W jej przeszłość
zamieszany jest „Dziennik Teatralny”.
Karolina Wycisk – druga (mniej poważna) część ciała redakcyjnego teatralnego E-SPLOTU. Warsztatowo związana z „Didaskaliami”, wydawniczo z „Nietak!tem”, jednorazowo z „Dziennikiem Teatralnym”, wyjazdowo z Nową Siłą Krytyczną, lokalnie z UJ-otowską Polonistyką. Między performansami czasu wolnego (kino z Katarzyną, literatura na osobności) wstawia przecinki w tekstach w/w autorów.