Wenecki festiwal to festiwal idealny. O doskonałej porze roku, wciąż nienazwanej – między dusznym latem a deszczową jesienią, w ujmującym zmysły miejscu, o posmaku wielkiego świata w kameralnej atmosferze nieco prowincjonalnego Lido. Aż kusi, by w ten idealnie odmalowany portret wbić szpileczkę. W duchu polskiego nastawienia na katastrofy, czyhające na każdym rogu, tak trudno uwierzyć, że „coś” może naprawdę wypalić. To „coś” rozpalało do czerwoności miłośników kina przez 11 dni – wystarczająco długo na wejście w gorący klimat festiwalu i nie zanadto, aby się sparzyć nudą czy zmęczeniem.