Mocno poturbowany mężczyzna budzi się we wraku samochodu. Nie ma pojęcia kim jest i nie rozpoznaje dwóch martwych współpasażerów. Nie może wydostać się z samochodu, ponieważ ma zmiażdżoną nogę. Na domiar złego zaczyna mieć halucynacje i wracają do niego strzępy wydarzeń, które miały miejsce przed rozbiciem się w lesie z dala od wszelkiej cywilizacji.

Reset (polski tytuł nijak ma się do fabuły i prawdopodobnie jest stworzonym na siłę nawiązaniem do amnezji głównego bohatera) to średnio udany thriller, który zapewne podzieli publiczność na dwa obozy: tych, którzy poczuli się znudzeni i tych mocno zaangażowanych w rozwikłanie zagadki tajemniczego mężczyzny. Reakcja zależy przede wszystkim od tego, czy damy się zaprosić reżyserowi w nieco paranoiczną podróż po emocjach ofiary wypadku, przepełnionej strachem i determinacją, zapominając w znacznym stopniu o logice i realizmie pewnych elementów. Wiele wydarzeń jest tu naciąganych: miejsce kraksy, zdolność bohatera do poruszania się ze złamaną piszczelą, pojawiający się znikąd złodziej itp. Musimy jednak pamiętać, że prawda wygląda w filmie zazwyczaj mało realistycznie.


Reżyser, Michael Greenspan, popełnił wiele błędów.
Chwilami narzucił zbyt szybkie tempo, starał się zaskoczyć widza o kilka razy za dużo jak na jeden film, nie zadbał o wiarygodność historii i usilnie próbował stworzyć dzieło zachwycające montażem (co kompletnie mu nie wyszło). Miał zapewne ambicję nakręcenia filmu podobnego do Pogrzebanego, który był udany wyłącznie dzięki reżyserowi/montażyście Rodrigo Cortésowi, tuszującemu braki aktorskie Ryana Reynoldsa. Greenspan nie zauważył jednak, że w przeciwieństwie do Cortésa dysponuje doskonałym aktorem, Adrienem Brodym, który potrafi udźwignąć ciężar roli i przekonać widza do wszystkiego, a także uratować samego reżysera przed filmową klęską.

Brody przygotowując się do zagrania w Resecie wziął sobie do serca metodę Stanisławskiego (może nawet za bardzo). Chcąc być bardziej wiarygodnym, został na noc we wraku samochodu, sam, w środku lasu, w zimie. Nie posłużył się też dublerem w scenie, w której porywa go rwący nurt rzeki, mimo że temperatura wody w niej była bliska zeru. Warto też dodać, że film został nakręcony w kilkanaście dni, zgodnie z chronologią wydarzeń, co oznacza, że psychologia postaci rozwijała się w czasie rzeczywistym, wraz ze wzrostem ilości siniaków Brody’ego.

Cały film opiera się na występie amerykańskiego aktora. To on wyzwala pokłady emocji, które ciężko jest sobie wyobrazić nie będąc w ekstremalnie niebezpiecznej sytuacji. Brody doskonale odgrywa każdy stan bohatera: od pieprzyć to nasikam na siebie po ratunku zaraz zje mnie kuguar. Przyciąga uwagę widza od pierwszej minuty i, mimo że w filmie niewiele się dzieje, nie pozwala na dekoncentrację aż do końca.

Moon Duncana Jonesa, Taśma Richarda Linklatera, Uprowadzona Alice Creed J. Blakesona, Antychryst Larsa von Triera to filmy rozegrane na bardzo ograniczoną liczbę aktorów. W każdym z nich reżyser pomagał odtwórcom ról, tworząc spójną wizję dzieła. W przepadku Resetu sprawa wygląda trochę inaczej. Greenspan przeszkadzał Brody’emu uratować film. Rzucał mu kłody pod nogi, zwłaszcza na etapie montażu. Mimo to udało się stworzyć thriller psychologiczny, w którym może i brak suspensu, ale mnóstwo emocjonujących zmagań z własnym bólem, strachem i paranoją.


Reset (Wrecked)

reżyseria: Michael Greenspan
scenariusz: Christopher Dodd
grają: Adrien Brody, Caroline Dhavernas, Ryan Robbins
kraj: Kanada, USA
rok: 2011
czas trwania: 91 min
premiera: 9 grudnia 2011 (Polska),  1 kwietnia 2011 r. (świat)
Hagi

Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista, Ph. D. wannabe. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.



Za seans dziękujemy Kinu Pod Baranami