Zanim zacznie się przedstawienie, uwagę zwraca przestrzeń: czerń głębokiej, pustej sceny i biały duży kwadrat na przedzie – mrok i światło, kontrast, z którego dopiero ma coś powstać. Tajemniczy mężczyzna w czerni nonszalancko półleżący na podłodze, Starzec (w tej roli młody tancerz) w zamyśleniu opierający się na lasce oraz sześciu tancerzy – w chwili ciszy każdy z nich odbywa prywatne przygotowanie do obrzędu, który rozegra się na scenie.

Punktem wyjścia dla spektaklu stało się legendarne Święto wiosny z muzyką Igora Strawińskiego; ale libretto autorstwa Leszka Bzdyla sprawia, że spektaklowi daleko do oryginału. Widz zostaje poinformowany, iż zespół otrzymał, cudem odnalezione przez profesora Jeffa Pereca z Massachusett, fragmenty pierwotnej wersji Le Sacre du Printemps, której Diagilew podobno nie zaakceptował. Tancerze z lekkością i pewnością przywołują nazwiska, daty, wydarzenia. Łatwo im uwierzyć i zacząć się zastanawiać, dlaczego wcześniej nigdzie się o tym nie przeczytało i czemu tak fenomenalne odkrycie było przemilczane. Widz wciągnięty zostaje w grę rozpoznawania, co jest prawdą, a co fikcją i czy w zasadzie czymś się one od siebie różnią. Jak mantra w spektaklu powtarza się rzekoma myśl Buddy: "Lepsze jest uśmiechnięte zmyślenie niż ponura fikcja prawdy”. Spektakl swą niejednoznacznością prowokuje widza do zajmowania wciąż nowego stanowiska, zmiany punktu widzenia. "Wierzysz w to? To dla ciebie święty rytuał czy zabawa grupy ludzi w kolorowych strojach?”



Taki przekaz możliwy jest także dzięki swobodnemu traktowaniu przed Dadę dzieła Strawińskiego.
Pierwowzór szokował łamaniem klasycznych reguł baletu. Zasady odstawia na bok także gdański teatr tańca. Spektakl jest swobodnym montażem etiud taneczno-ruchowych. Każdy z tancerzy jest na scenie właściwie sam ze swoim ciałem i ruchem. Wydaje się, iż spotkania dwojga lub więcej aktorów są przypadkowe, przypominają zderzenie, z którym muszą coś zrobić. Bawią się sobą, poznają swoje ciała. Aktorzy wchodzą w rolę, by za chwilę porzucić ją na rzecz nowej. Improwizują. Przekazują sobie impulsy. Nie przejmują się czasem, przestrzenią i formą – można z nimi zrobić wszystko; podobnie jak prawda zostają one zakwestionowane. Tancerze wydają się podlegać jedynie wprowadzającej w trans muzyce Mikołaja Trzaski. Wpływa ona także mocno na zmysły widza, powoduje uczucie, że coś ważnego ma się zaraz stać, ale jeszcze nie teraz… Mnogość tematów etiud, różnorodność ruchu sprawia, że Le Sacre ogląda się w niezwykłym napięciu. Na scenie tancerze, jedynie za pomocą swoich ciał, kreują świat oniryczny, pozbawiony zasad logiki i możliwości przyzwyczajenia się. Taka kompozycja Święta wiosny łatwo mogłaby stać się wyłącznie pokazem umiejętności aktorów (co zresztą prawdopodobnie nie zmniejszyłoby przyjemności oglądania spektaklu), ale twórcy doskonale wiedzieli, dlaczego decydują się na taką formę i za jej pomocą podjęli ważny temat: poszukiwanie. Każde odnalezienie ruchu, wiąże się z jego zakwestionowaniem. Momentami wydaje się, iż jedyną prawdą jest ciało. To ono każe wchodzić w relacje z partnerem, podlega erotycznemu napięciu, stanowi źródło impulsów. W ciele wszystko ma swój początek. Ono nie każe analizować, tylko zmusza do działania. Nie zaciemnia motywacji tancerzy. Nie kłamie. Może dlatego Dominika Knapik z coraz większą niechęcią przedstawia widzom kolejne rzekome fakty na temat odkrycia profesora. Uśmiecha się i stara się być przekonująca, ale z każdym kolejnym podejściem coraz bardziej trzeba ją zmuszać do stania przy mikrofonie.

Widz uczestniczy w poszukiwaniach aż do przejmującego finału, podczas którego każdy z tancerzy wydaje się być zniewolony własnym ciałem, zwija się w konwulsjach, wstaje i upada, biegnie i zatrzymuje się. Jest ofiarą i tym, który ofiarę składa. Toczy walkę ostateczną: z przestrzenią, coraz bardziej niepokojącą muzyką i samym sobą, swoim zmęczeniem i pragnieniem. Tancerze w trakcie całego spektaklu starają się podejść i dotknąć biały kwadrat na przedzie sceny. To jednak sfera sacrum, która jest dla nich nieosiągalna. Swym blaskiem przykuwa wzrok, ale jednocześnie mówi: „Nie wolno”. Aktorzy skazani zostają na powtarzające się wciąż od nowa poszukiwanie na ciemnej scenie – wrzuceni na nią z przypadku, kaprysu, samotni podlegają sprzecznym impulsom. Bardzo piękny wizualnie spektakl silnie zostaje naznaczony tragizmem istnienia, a to, co wydawało się zabawą formą – bolesnym rytuałem, podczas którego ofiarowuje się własne życie, by choć zbliżyć się do prawdy i świętości. Są one ostatecznie i wedle nieznanych tajemniczych praw nieosiągalne, ale nikt nie zwolnił człowieka z poszukiwań. Tańczmy więc, tańczmy! Może w tym tkwi jedyny sens.

Zdjecia: Tomek Kamiński


Teatr Dada von Bzdülöw
Le Sacre
Reżyseria: Leszek Bzdyl i Katarzyna Chmielewska
Muzyka: Mikołaj Trzaska (Igor Strawiński)
Libretto: Leszek Bzdyl (Mikołaj Roerich)
Choreografia i wykonanie: Izabela Chlewińska, Katarzyna Chmielewska, Tatiana Kamieniecka, Dominika Knapik, Anna Steller, Leszek Bzdyl, Radek Hewelt, Dawid Lorenc
Kostiumy: Sławek Blaszewski
Reżyseria świateł: Michał Kołodziej

Produkcja: Stowarzyszenie Teatr Dada von Bzdülöw, Teatr Wybrzeże/Gdańsk, Fundacja Nuova (Festiwal Wiosny)/Poznań
Koprodukcja: Art Stations Fundation/Poznań, Dom Pracy Twórczej w Burdągu
Przy wsparciu Urzędu Miasta Gdańska