Wiktor Rubin i Jola Janiczak po raz kolejny testują granice i sens aktywnego udziału publiczności w spektaklu. Tym razem już nie tylko zapraszają widzów do opuszczenia bezpiecznych miejsc w fotelach. Oddają do ich dyspozycji przestrzeń sceny, częściowo uzależniają od nich przebieg i całokształt każdego ze spektakli, a uczestnictwo (wielu!) osób z widowni na stałe wpisze się do archiwum kolejnych pokazów. Można zaobserwować jedną nowość, mianowicie – dotychczas na scenę zapraszani byli widzowie w ogóle, jako grupa, jako kolektywna siła manifestująca. Dyskutowaliśmy o niewykorzystanym potencjale tego gestu przy okazji Żon stanu, dziwek rewolucji, a może i uczonych białogłowych, trochę mniej przejęliśmy się wspólnym jedzeniem grochówki na tyłach teatru w Vernonie Subuteksie. Tym razem partycypacja widza w spektaklu pozornie nie generowała żadnych dodatkowych, społecznych znaczeń. Dlaczego pozornie? O tym za chwilę.