Był rok 1955. Amerykański fotograf Bert Stern został zaproszony na przyjęcie do Actors Studio w Nowym Jorku, gdzie pojawiła się także zjawiskowa Marilyn Monroe, która szybko znalazła się w centrum uwagi wszystkich zgromadzonych tam mężczyzn. „Wydawało się, że całe oświetlenie skierowane jest na nią. A może światło pochodziło od niej? Tak się wydawało, bo była rozświetlona. Miała tak jasne włosy i połyskliwą skórę, ubrana była w błyszczący, szmaragdowy futerał, dopasowany do ciała, zupełnie jakby ją pokrywała wilgotna, zielona farba.” Stern oszołomiony wyglądem aktorki spojrzał na jej suknię. Stojący obok niego przyjaciel westchnął: „Słyszałem, że ją w nią zaszywają”.[1]