Wchodzimy do teatru pokątnie, przez zaplecze. Nasz gospodarz Natan wita nas promiennie, gdy siadamy na widowni zbudowanej na dużej scenie Teatru Ludowego. Ktoś z obsługi rozdaje napoje. W tle widać gości, którzy schodzą piętro niżej, gdzie znajduje się klub nocny, jak można się domyślać po stłumionych basach i kolorowych światłach wydobywających się z piwnicy. Pewny siebie Natan szerokim gestem pomaga sadzać widzów, wskazując wolne miejsca. Ale to Joas rozpocznie przedstawienie, grając na skrzypcach. Stojąc na kręgu udeptanej ziemi – która rezonuje niepokojem w realistycznej scenografii przedstawiającej zaplecze karczmy – gra przed pustą widownią. To odwrócenie ma z nas, publiczności, uczynić bliższego świadka zdarzeń, jednocześnie pozostawiając otwartym pytanie o „prawdziwego” widza. Dla kogo gra Joas, który widzi i czuje więcej? Dla nieobecnego Boga?