Woody Allen w większości swoich filmów zastanawia się, czym prawda różni się od złudzenia i czy nie jest tak, że ludzkie życie składa się z serii iluzji, w które w danym momencie się wierzy. Złudzenia podszyte prawdą (a może odwrotnie?) serwują u Allena psychoanalitycy, przelotni kochankowie, partnerzy życiowi, z którymi jest się wyłącznie z przyzwyczajenia, albo… sprytna wróżka. Wspiera je pozycja zawodowa i społeczna, mrzonki o własnym geniuszu albo oczekiwanie na oszałamiającą karierę. W każdym z utworów, również w najnowszym „Poznasz przystojnego bruneta”, najsłynniejszy ironista wśród reżyserów bardzo wyraźnie pyta też jednak, czy najtrwalszej i najniebezpieczniejszej iluzji nie tworzymy my sami.