Pięć tańców to film o miłości, choreografii i trudnym dorastaniu. Brzmi okropnie, ale o dziwo Alan Brown potrafił zlepić te elementy ze sobą w sposób oryginalny i potrafiący zadowolić zarówno widzów niedzielnych, jak i tych bardziej wymagających. Nie dorównuje on
Zostań ze mną Iry Sachsa czy
Zupełnie innemu weekendowi Andrew Haigha, ale mimo to jest miłą odmianą w tęczowym repertuarze, który tej jesieni jest wyjątkowo obfity.