Przepis na spektakl á la moderne: wybierz soczystą sztukę, posiekaj, zmiksuj z inną, obsadź dojrzałych aktorów, daj im spłynąć ze sceny, zmieszaj publiczność, ale nie wstrząsaj nią zbyt gwałtownie, nie przesól i nie przesłódź dekoracji, dodaj szczyptę pieprzyku nagości, wstaw na kilka minut pauzę, przystrój obcym językiem, a na koniec nie zapomnij zaprosić obsługi technicznej. Potem już tylko czekaj na oklaski. Tym złośliwym skrótem można by skwitować najnowsze przedstawienie Michała Borczucha oparte na tekstach Henryka Ibsena „Brand” oraz „Mały Eyolf”. Tylko tyle? Otóż niekoniecznie.