I oto nadeszło lato. Wiosna jest przereklamowana, więc przeskoczmy ten etap. Symptomem lata są letnie i wakacyjne filmy, czyli w tym wypadku „Thor” Kennetha Brannagha. Kolejnym symptomem polskiego lata jest fakt, że Thor miażdży swym młotem nie tylko światowy, ale o dziwo również polski box-office. Pozostając w kategorii symptomów, znaczącą oznaką wydaje się i to, że przy tytule klawiatura postanowiła zrobić mi psikusa i miast „Thor” wpisało się „Hot” (ang. gorący jak lato, ale również super). Owo przejęzyczenie freudowsko-wordowskie w pełni oddaje, choć nad wyraz lapidarnie, moją opinię na temat kolejnej po Iron Manie (raz i dwa) zaplanowanej w cykl „skąd się wzięli The Avengers” produkcji z uniwersum Marvela. Tak, bo „Thor” jest jak lato. Jest po prostu super. Co więcej jest również piękny, młody, świeży, pełen radości życia i optymizmu. I tak, nadal mam na myśli film.