W kinie Jamesa L. Brooksa samoświadomość staje się formą komicznego przekleństwa, niczym tort lepiący się uparcie do buta W.C. Fieldsa i niepozwalający spokojnie zagrać w golfa. Jeden z bohaterów „Telepasji” (1987) gdybał swego czasu: „Czyż świat nie byłby piękny, gdyby zahamowania i kompleksy czyniły nas bardziej atrakcyjnymi?”. Brooks zdaje się wierzyć, że tak właśnie się dzieje: jego bohaterowie wciąż kwestionują własne motywy, przepytują samych siebie, dokonują przenikliwych autoanaliz w przedziwnych sytuacjach i z pomocą stylizowanego języka o nierealistycznym stopniu giętkości („Wydawałeś mi się dziwakiem, ale teraz myślę, że najdziwniejszy byłby świat bez ciebie”).