Kiedy film zaczyna się od cytatu z Wikipedii, wiemy, że nie należy spodziewać się po nim zbyt wiele. "Yuma" Piotra Mularuka jest takim właśnie dziełem. Niedookreślonym, niedopracowanym i opowiadającym właściwie o niczym. Na domiar złego próbuje nas przekonać, że wszystko to, co dzieje się na ekranie, ma na celu uchwycenie sedna transformacji, jakiej Polska doświadczyła na początku lat 90.