Ostatnio mi się nie zdarzało, szczerze mówiąc, czytać literatury popularnej, którą z rozkoszą się kiedyś katowałem. Tą najniższych lotów – nie Grochola i Wiśniewski, bo to całkiem przyzwoita robota w swojej branży, tylko tanie powieści pornograficzne, harlequiny, horrory, najgorsze, najchętniej te przekładane z obcych języków, kryminały z lat ‘90. Ostatnio mniej, rzeczywiście. Może dlatego sam muszę pisać takie lekkie, nieważkie utwory.