Julia Fiedorczuk nie boi się przyznać, że słowa to kamienie, twarde, raniące stopy, niepodatne na zmianę kształtu, szkodliwe dla organizmu. Jednak kiedy czytamy „Białą Ofelię”, słowa wchodzą pod skórę, usadawiają się gdzieś w dole brzucha, zagnieżdżają w kanalikach łzowych, szumią w głowie.