Przeczytałem gdzieś, że Stefan Kisielewski, zapraszany do Szczecina na spotkania autorskie, mawiał: „Do Niemiec nie jeżdżę”. Kwestia to smaczna w anegdocie, ale dość paskudna, jeśli wziąć pod uwagę jej konotacje z rzeczywistością. Jest w niej bowiem stygmat obcości (wiadomo, co niemieckie to obce) i dystansu, odpychający, separujący to miasto – i tak najdalej wysunięte na zachód ze wszystkich naszych dużych miast – od reszty kraju. Jest także niezbyt skrywana niechęć, jaką darzy się hybrydy i dziwadła o niesprecyzowanym kształcie i podejrzanym charakterze. Niechęć do ich poznania – również... Szczecin? Gdzie to właściwie jest? I co to jest tak naprawdę? Choć, tak naprawdę, kogo to obchodzi?