Muszę, po prostu muszę, wcielić się w postać Trona, który walczy w imieniu i obronie użytkowników, czytaj: tych, którym podobał się film Josepha Kosinskiego. Otóż, wierzę, że zarzuty w stylu: „totalna katastrofa”, „film pozbawiony fabuły”, „coś dla maniaków gier komputerowych”, „trzykolorowy świat – na dzisiejsze czasy to poniżej normy”, „chłopaki z Daft Punk zapatrzyli się na Jean-Michel Jarre'a” (cytuję komentarze z popularnego portalu filmowego) wyszły „spod pióra” widzów, którzy: a) mają naście lat, b) nigdy nie wiedzieli, ba!nawet nie słyszeli o "Tronie" z 1982 roku oraz kompletnie nie czują konwencji lat 80-tych z jej toporną elektroniką i grafiką 8-bitową.