Voyeurystyczna przyjemność, jaką daje lektura biografii, towarzyszy także – tak twierdzi, jak się wydaje, wielu teoretyków – konstruowaniu autobiografii. John Maxwell Coetzee swoim trzytomowym autobiograficznym dziełem wszystkie rozpoznania komplikuje, utrudnia, nie pozwala poczuć się pewnie ani przez moment, uprawia, jak pisała Agata Bielik-Robson, „sztukę wiecznego jątrzenia”. Stawia czytelnika w bardzo niewygodnej pozycji, siebie lokując jednocześnie w nie mniej trudnym miejscu. Nie potrafię wskazać we współczesnej literaturze nic trudniejszego i przyjemniejszego w trudniejszy sposób niż proza Coetzeego. Tym razem to na dodatek autobiografia, a jej bohater nie żyje. Nie drżeć nie sposób.