Trochę jakby całe zamieszanie wokół Starego Teatru ucichło. Wczorajsi rebelianci być może poprzestali na Mikosowej poniewierce. A może nie. Może to tylko na chwilę dech zaparty, bo tak by się gdzieś het gnało, gnało, tak by się nam serce śmiało – i jak tam dalej leci to chyba nie trzeba przypominać. Kto jak kto, ale Wyspiański pasuje tutaj jak ulał. Trochę śmiesznie, a trochę strasznie, że młodopolski rebel stał się ulubieńcem dobrozmianowych admiratorów, którzy – zdaje się – Wesela nie doczytali. Przecież jak nikt inny potrafił Wyspiański zmiarkować co to znaczy narodowe samozaoranie. Bo zaorana jest scena, zaorany jest zespół, ale zaorana jest również publiczność Starego Teatru. No i cóż tam panie w polityce?