Baśniowe światy J. R. R. Tolkiena, Ursuli K. Le Guin czy C. S. Lewisa od początku były dla muzyków z kręgu rocka progresywnego inspiracją. Zresztą równie silną, jak brudne zaułki Londynu dla fali punku. Nowa płyta Steve’a Hacketta, choć nawiązuje kunsztem do jego pierwszych, baśniowych wydawnictw (silmarillionowskie „Voyage of the Acolyte” czy otwierająca „Please Don’t Touch” – „Narnia”), nie promuje eskapizmu. To dziennik podróży po różnych szerokościach geograficznych, od szkockiego jeziora Lomond, przez amerykańskie Południe, wyspy tropikalne i hiszpańskie plaże, po karnawał Świata. Na końcu przyglądamy się wirującej Ziemi. Presto, presto, largo. Pełen obrót zająłby dwadzieścia cztery godziny. „Beyond the Shrouded Horizon” skraca go do 57 minut. Co więcej, po takiej dawce muzycznej turystyki słuchacz jest wypoczęty i prosi o więcej.