O tego typu naiwność trudno podejrzewać pisarzy, zwłaszcza poetów, tak wyczulonych na słowo i podejrzliwych wobec języka, nawet jeśli zdarzy im się być w zawieszającym myślenie i odurzającym stanie zakochania. Wydana przez a5 korespondencja Celana i Bachmann nie poddaje się konwencji; to nie są listy miłosne, acz nie uciekają od poetyki miłosnego wyznania. Wszakże o miłość tu chodzi, która, jak się okazuje, jest bolesną odmianą pisarskiej dojrzałości.
Poznali się w Wiedniu, w domu malarza Edgara Jené, 16 maja 1948 roku. Ingeborg miała wtedy 21 lat, a Paul 27. Był to początek intensywnej korespondencji, ścisłego przylgnięcia intelektualnego, z rozbłyskującą co jakiś czas namiętnością, tęsknotą za cielesnym zbliżeniem. Ostatnie listy, pochodzące z 1967 roku, to bardziej skrawki, urywki wciąż trwającego dialogu, pełne luk i niedopowiedzeń, raz po raz przeplatane rozpaczliwą potrzebą „wygadania”, wypowiedzenia wszystkiego, co ważne – w rozbudowanych monologach, tak na marginesie właściwego żywiołu dyskusji. To epistolarne małżeństwo uświęcone przez literaturę trwałoby zapewne dłużej, gdyby nie tragiczna samobójcza śmierć Celana (w 1970 r.).
Fenomenalnie o takiej ambiwalencji w miłosnym trwaniu pisał rodak Ingeborg, Rainer Maria Rilke, w pierwszej Elegii Duinejskiej:
Czy nie czas już, byśmy kochając
uwalniali się od ukochanego i mimo drżenia przetrwali:
jak strzała, która opiera się cięciwie,
aby spięta w odskoku być już czymś więcej niż sobą. Nie ma dla nas
zatrzymania.
Pierwszy znak, słowo w sytuacji poznania jawią się często jako najważniejsze. Aktem inicjującym korespondencję austriackiej pisarki z pochodzącym z Rumunii poetą-banitą nie było nic innego, jak znaczący wyimek literatury, niejako znak wodny każdego następnego listu i całej relacji, narzucony przez mężczyznę i w pełni zaakceptowany przez kobietę. Zaczęło się więc od dedykacji do Ingeborg wiersza Paula Celana W Egipcie:
Będziesz mówił do oka tej obcej: Stań się, wodo!
Będziesz szukał w oku tej obcej tych, które widziałeś w wodzie.
Będziesz wywoływał je z wody: Ruth! Noemi! Miriam!
– to jego początkowe wersy. Barbara Wiedemann i Bertrand Badiou w komentarzu dołączonym do zbioru listów poddają ów gest następującej interpretacji: Wiersz, już tytułem umiejscowiony na wygnaniu, w retoryce Dekalogu formułuje zasadnicze przeciwieństwo – z jednej strony trzy kobiety o żydowskich imionach, z którymi Ty jako adresat lirycznej wypowiedzi jest związane, z drugiej strony kobieta scharakteryzowana jedynie przez swoją obcość. Nienazwana instancja w dziewięciu „przykazaniach” nakłada na Ty – mówiące oraz kochające – obowiązek zapośredniczenia obu stron, przez relację erotyczną i zarazem przez relację między poetą a czytelnikiem, który upamiętnia różnicę. Nie sposób nie zgodzić się z tą refleksją. Celan już na wstępie odsłania przed Bachmann pewną intuicję na temat charakteru rodzącej się między nimi miłości. Tworzy świadome poetyckie credo ich związku miłosnego, którego wierzycielem zawsze będzie język, a z drugiej strony – próba wyjścia poza mediatyzacje doświadczenia.
Nie dziwi zatem jawne posługiwanie się milczeniem jako figurą bliskości. To, co nie daje się wypowiedzieć, jest albo celowo pomijane, przemilczane, albo zostaje zamknięte w formule sam wiesz, ty przecież wiesz. Zawsze jednak towarzyszy temu gorące obopólne pragnienie kontaktu, otrzymywania wieści, choćby szczątkowych.
Te listy można traktować jako ars armandi dla pisarzy – neurotycznych egocentryków, pochłoniętych szaleńczo pracą. Tuż obok dbałości o piękno metafory w budowaniu wyznania lub wspomnienia zaskakuje precyzja w niemal technicznych opisach radzenia sobie w pisarskim światku spotkań, wieczorków poetyckich, konkursów czy stypendiów. W roli doradcy zdecydowanie częściej występuje Ingeborg, ale i ją nieraz dopada poczucie bezsilności i niemoc wobec kwestii materialnych. Wciąż też oboje szukają idealnej (ale realnie istniejącej) przestrzeni na spotkanie. Nie będzie to jednak ani Paryż Celana, ani Wiedeń Bachmann, bo każde z tych miejsc po wyjeździe kochanka jawiłoby się jako jeszcze bardziej puste niż dotychczas. Pozostaje zatem literatura i listy.
W jednym z nich, nasyconym tęsknotą, Ingeborg napisze:
Paulu, chciałabym ująć w dłonie Twoją biedną, piękną głowę, potrząsnąć nią i przekonać, że mówię tym samym bardzo dużo, o wiele za dużo jak na mnie, bo pamiętasz chyba, jak trudno mi znaleźć słowa. Chciałabym, żebyś zdołał wyczytać z tych linijek wszystko, co zawiera się między nimi.
Ingeborg Bachmann, Paul Celan, Czas serca. Listy
tłum. Małgorzata Łukasiewicz
Wydawnictwo a5, 2010
CELANOWSKIE PASMO NA FESTIWALU CONRADA