Bohater nie zamierza jednak wzywać pomocy. Spotyka własnego klona, życie wali mu się w gruzy, ale reaguje na to jedynie płaczem i dezorientacją. Ciepłe światło Księżyca razem ze stonowaną muzyką Clinta Mansella zdają się uśmierzać ból i strach; zmieniają kosmiczną grozę w międzygalaktyczną melancholię.
Sam oraz jego sobowtór nie uganiają się za sobą po korytarzach stacji, nie plują też na siebie kwasem – wolą porozmawiać. Rockwell z wyczuciem wygrywa ten schizofreniczny dialog ze swoim lustrzanym odbiciem. Z jednej strony staje naprzeciwko kogoś, kogo zna najlepiej na świecie, z drugiej zaś – musi uporać się z całym bagażem wad i kompleksów.
Moon żegna topos wrogiej i bezdusznej technologii. Wspomniany robot okazuje się w finale rewersem HAL-a z 2001: Odysei kosmicznej. U Kubricka w sztucznej inteligencji rodziło się szaleństwo, u Jonesa natomiast wdrukowane w program dyrektywy o działaniu na korzyść ludzi owocują niespodziewanym przymierzem między krzemowym a biologicznym rozumem. Czy wyświetlająca się na ekranie GERT-iego uśmiechnięta buźka jest wyrazem naszej akceptacji wobec przyszłości, która z każdym dniem staje się coraz bardziej teraźniejsza? Nie wiem, ale co do jednego mam akurat pewność: kameralny i nostalgiczny Moon to jeden z najlepszych filmów science fiction, jakie widziałem od lat.
Moon
reżyseria: Duncan Jonem
scenariusz: Nathan Parker
zdjęcia: Gary Shaw
muzyka: Clint Mansell
grają: Sam Rockwell, Matthew Berry, Robin Chalk, Dominique McElligott
kraj: Wielka Brytania
rok: 2009
czas trwania: 97 min
premiera: kino (USA): 12 czerwca 2009, Sony Classics, kino (Polska): 3 września 2010
Monolith
Artykuł ukazał się w 17. numerze pisma krakowskich filmoznawców 16mm
29.12.2010 11:36 | Jakub M:
Film jest niestety słaby, spięty kilkoma s-f kliszami starcza na 20 minut rozrywki, po czym staje się przewidywalnym nudziarstwem, aktorstwo Rockwella to jedyne co film ratuje, choć sytuacja podwójnego Sama jest absurdalna i głupiutka, do tego quasi-prorodzinny wątek, twórcy mogli zrobić z tego krótki metraż i lepiej by na tym wyszli. Robocik z emotkami to ledwie widmo HALa, film nie ma nawet cienia głębi Odysei.