Podczas festiwalowego miesiąca zaprezentowano wszystko: projektowanie przemysłowe, modę, architekturę wnętrz, druki użytkowe (w tym outdoor), typografię, identyfikację graficzną i przegląd nowych tworzyw stosowanych w designie. Materiał tak obszerny, że spokojnie wystarczyłby nie na jedno miesięczne wydarzenie, ale na kilka imprez. Oczywiście, jeśli organizatorom owych imprez zależałoby na wnikliwym zbadaniu i zaprezentowaniu problemów współczesnego projektowania. W przypadku krakowskich wystaw (a było ich siedemnaście )  trudno dopatrzeć się zarówno wnikliwości, jak i  klucza łączącego prezentowane zagadnienia.

Przyczyn niespójności należy szukać w okolicznościach towarzyszących organizacji festiwalu. Nie trzeba być rodowitym krakowianinem, żeby wiedzieć, że design w królewskim mieście to jedna stała wystawa w Muzeum Narodowym, młody Etno Design Festival w Muzeum Etnograficznym i parę kultowych miejsc rozproszonych po Kazimierzu. Miasto jest zgłodniałe dobrych wzorów. Dlatego po pierwszym dużym festiwalu designu oczekiwano wiele. Kiedy pojawiła się wiadomość o jego organizacji, kuratorzy zaczęli przychodzić z pomysłami na wystawy, zgłaszały się kolejne galerie, festiwal zaczął pączkować i rozrastać się w nieprzewidzianych kierunkach. Organizatorzy musieli podjąć decyzję: albo hamujemy spontaniczność i realizujemy program albo znajdujemy dla każdego pomysłu miejsce i czekamy, co z tego wyniknie. Wybrano drugie rozwiązanie, świadomie narażając imprezę na zarzut niespójności programu . Początkowo zaplanowano cztery wystawy – dwie poświęcone austriackiemu wzornictwu i dwie prezentujące nowe materiały w designie. W efekcie zrealizowano siedemnaście ekspozycji.  

Próbując uporządkować to bogactwo pomysłów, zdecydowano się na wyodrębnienie dwóch głównych tematów: austriackiego designu i materiałów przyszłości, resztę wystaw opatrując mianem „wydarzeń towarzyszących”.

Dlaczego Austria? Ten wybór organizatorzy tłumaczą historycznymi związkami Krakowa z dawnym cesarstwem. Jednak oglądając Young Austrian Design w Bunkrze Sztuki trudno zauważyć, w jaki sposób te pozaborowe koneksje przekładają się na dzisiejsze wzornictwo. Jakie wobec tego jest to wzornictwo? Charakterystyczną cechą austriackiego designu jest to, że nie jest tworzony przez Austriaków.
Wśród projektów eksponowanych w Bunkrze Sztuki znajdziemy przedmioty projektowane przez Japończyków, Szwedów, Polaków, Włochów, ale nie Austriaków. Jak mówi dyrektor artystyczny festiwalu, Iwona Kargol – Dębicka to właśnie międzynarodowość twórców jest cechą łączącą projekty, które powstawały nad Dunajem na początku XX w. i te, które rodzą się tam teraz.





















Obiekty eksponowane w Bunkrze prezentują zróżnicowany poziom. Są oczywistości, projekty nawet nie tyle wdzięczne i interesujące co banalne (torebki w kształcie kalosza na deszczową pogodę, czy zraszacz do kwiatów w formie podwieszonej do sufitu konewki – obydwa projekty: SVPD) i są rzeczy dowcipne, intrygujące. Tę ostatnią kategorię reprezentują projekty Walking Chair. To położone w sercu Wiednia studio projektowe, jak na austriacki design przystało, jest tworzone przez Szwajcara i Włocha. Zwykle realizują mainstreamowe projekty, jednak na festiwalu zaprezentowano koncepcje, które cechuje swobodne podejście do przedmiotu i  problemów projektowania. Taki dystans owocuje tworzeniem rzeczy lekkich, zabawnych, często zaskakujących. W każdym projekcie widać troskę o materiał – dobrze, żeby było to tworzywo ekologiczne, a jeszcze lepiej pochodzące z drugiego obiegu – i o rozwiązywanie problemów użytkowników – tak podstawowych, związanych z wygodą, jak i tych wynikających z funkcjonowania człowieka w społeczeństwie. Czerwony stolik o falistym blacie może zapewnić miejsce całej grupie  użytkowników. W zależności od tego, czego pragną zasiadające przy nim osoby, stół staje się miejscem idealnym do burzliwych dyskusji, wytężonej pracy czy spokojnej lektury. Załamania jego powierzchni, falista linia blatu, nisze, ławki, siedziska, umożliwiają zasłanianie i odsłanianie, tworzenie mikro przestrzeni, które zasiadający mogą dowolnie wykorzystywać. Dalej mamy zestaw regałów, które można bądź ustawiać jako samodzielne meble bądź traktować jako moduły większej całości. W czasie wernisażu największe zainteresowanie wzbudziły poduszki w kształcie ludzkich korpusów. Kolorowe poduszki mają tors, ręce, ubrane są w koszulki z napisami, a ich wielkość odpowiada naturalnym rozmiarom ludzkiego ciała. Polecane, nie tyle dla tych, których przy siedzeniu na kanapie boli szyja, ale raczej dla tych, którzy na tej kanapie nie mają się do kogo przytulić. I jeszcze jedna ładna, zabawna rzecz – lampa, której abażur wykonany jest z pustych listków po lekach. Wygląd i troska o środowisko połączone w jednym projekcie.

W części poświęconej „materiałom przyszłości” zorganizowano pięć wystaw. Przedstawiono m.in. tworzywa wykorzystywane w projektowaniu odzieży, nowatorskie zastosowania betonu i osiągnięcia w dziedzinie protetyki. Jednak paradoksalnie, najciekawsze z prezentowanych obiektów to te, które nie istnieją. Pokazywane w Muzeum Witrażu w ramach wystawy Przezroczyste. Słowa i rzeczy prace Maca Funamizu, to projekty transparentnych telefonów komórkowych i desktopów oraz urządzeń, które są całkowicie przezroczyste, ale poprzez przestawianie do różnych obiektów mówią nam różne rzeczy o tych przedmiotach. Obliczają wysokość budynku, długość ulicy, ilość kalorii w potrawie. Jednak piękno, które projektant uzyskuje poprzez ideę przezroczystości to zbyt mało, żeby zainteresować międzynarodowe koncerny i rozpocząć produkcję. Jak mówi jeden z kuratorów wystawy, Wojciech Szymański – projektant doskonale zdaje sobie sprawę z tego ograniczenia, a mimo to przewrotnie tworzy sztukę użytkową, która używana nie jest i nie będzie. Przynajmniej w najbliższej przyszłości.  

Wydarzenia towarzyszące to dziesięć ekspozycji o zróżnicowanej tematyce – od bułgarskich logotypów i znaczków Stefana Kancheva po polskie projekty z zakresu grafiki użytkowej. Interesująca jest wystawa Design-It – Yourself – i to zarówno ze względu na prezentowane na niej obiekty, jak i na samą ideę ekspozycji. Design, mimo swej wzrastającej popularności, ciągle kojarzy nam się z czymś drogim i niedostępnym. Obiekty prezentowane na Design-It – Yourself są właściwie półproduktami, które swoją ostateczną formę osiągają dopiero po ingerencji użytkownika. Mamy więc zestaw szablonów dla dzieci, dzięki którym mogą one samodzielne stworzyć „system identyfikacji wizualnych” swoich drobiazgów, mamy propozycje aranżacji mikroogrodu i mamy rozciągnięty w czasie projekt zakładający stworzenie 365 strojów ma bazie jednej sukienki. Ten ostatni projekt uważam za szczególnie interesujący. Zasada jest prosta – jedną czarną sukienkę należy nosić przez 365 dni. Każdego dnia należy wyglądać nieco inaczej, ale nie wolno niczego kupować i wprowadzać żadnych drastycznych przeróbek. Jedynie „samoróbki” lub dodatki kupione w second handach. Z tego prostego przepisu Sheena Matheiken wyczarowała 365 odrębnych kreacji urzeczywistniając tym samym odwieczne marzenie milionów kobiet o posiadaniu jednego, uniwersalnego ubrania, odpowiedniego na wszystkie okazje.

Design Attack nie jest festiwalem wzorowym. Ma dużo niedociągnięć. Ma też przed sobą przyszłość, w której będzie mógł te niedociągnięcia poprawić. W czasie swojej pierwszej edycji może nie pokazał przekroju współczesnych trendów projektowych i nie postawił fundamentalnych pytań o jutro wzornictwa, ale też nie takie prezentacje i nie takie pytania były jego celem. Zwrócił za to uwagę na bardzo ważną rzecz: że w Krakowie istnieje spore środowisko głodne designu, czekające na wystawy, konferencje i studia projektowe. Może stał się pierwszym krokiem, w stronę zaspokojenia tego głodu.  



Festiwal Dizajnu Design Attack
Kraków, listopad 2010