Historia Antoine’a (Alexandre Carril) i Quentina (Victor Carril) jest mało interesująca. Dwaj bracia (bliźniacy) uciekają z domu ojca. Udają się na pogrzeb matki, której nigdy nie poznali. Przemierzają Francję i przekraczają granicę, by dostać się do zapomnianego przez Boga hiszpańskiego miasteczka. Z oszczędnych dialogów nie dowiadujemy się niczego na temat ich przeszłości. To konwencja kina drogi ma nas przekonać, że podróż, której się podjęli, będzie wystarczającym nośnikiem znaczeń, impulsemdo wewnętrznej ewolucji dwójki chłopców, sposobem, w który opowiedzą nam swoje historie.

Francja Antoine’a i Quentina nie przypomina miejsca reklamowanego w turystycznych folderach. W krajobrazie ponurych przedmieść pojawiają się tylko przydrożne motele i małe stacje benzynowe. Bracia przemierzają puste ulice, wsiadają do kolejnych samochodów, które podwożą ich tylko kilka kilometrów, noce spędzają w lasach lub na łąkach. Prawie nie rozmawiają. Wszystko powtarza się bez końca i bez celu. Wszystko jest identyczne. Chcielibyśmy wierzyć, że tacy są też oni – fizycznie i duchowo prawie nie do rozróżnienia. Pierwsze sekwencje filmu przekonują nas, że są ze sobą niezwykle związani. Ujmowani w ramy jednego kadru w taki sposób, w jaki Sven Nykvist lubił portretować kobiety w filmach Ingmara Bergmana, bracia zdają się funkcjonować niczym jeden organizm.
Pascal-Alex Vincent rozbija jednak to wyobrażenie, które stworzyliśmy na własny użytek.
Bardzo szybko okazuje się, że to nie my przyglądamy się chłopcom, ale oni sobie nawzajem. Różnice między Quentinem a Antoine’m z wolna wychodzą na światło dzienne – i spotyka ich rozczarowanie. Bracia (dosłownie i metaforycznie) gubią drogę do siebie nawzajem. Tych, którzy mieli być tacy sami, zaczął dzielić ocean możliwości, które pojawiają się wraz z rodzącym się indywidualizmem każdego z nich. Animowany prolog filmu sprawił, że przez chwilę obaj wydawali się postaciami narysowanymi grubą kreską. Okazało się jednak, że są definiowani przez subtelne, bardzo często nieuchwytne emocje. Obu trawi też niepokój, doskonale oddany w wizualnej i dźwiękowej warstwie filmu – przy czym każdy z braci poświęca się też praktykom artystycznym. Antoine maluje – Pascal-Alex Vincent wydobył braci z ponurego pejzażu animacji, którą mógłby stworzyć jego bohater. Quentin gra na drumli. Muzyka diegetyczna kilkakrotnie miksuje się ze ścieżką dźwiękową z offu. Jeden z braci nadaje rytm historii, drugi wypełnią ją emocjami. Kiedy się rozdzielają, coś ulega pęknięciu.
    
Gra aktorska Alexandra i Victora Carril jest na tyle oszczędna, by widz czuł drażniącą niepewność wobec ekranowych wydarzeń i nie próbował identyfikować się z postaciami. Fabuła przynosi szereg niedopowiedzeń. Dystans, który powstaje podczas projekcji, staje się nie do zniesienia. Pascal-Alex Vincent nie podsuwa nam gotowej interpretacji tego, co się stało w trakcie podróży. Napięcie między braćmi do końca pozostaje nierozładowane. Po seansie nabieramy przekonania, że widzieliśmy tylko cząstkowy, niesatysfakcjonujący wycinek z życia rozgrywającego się nadal poza kadrem. Zostaliśmy odsunięci od historii, której końca nigdy nie poznamy. Jesteśmy niezadowoleni, bo nie potrafimy go sobie dopisać. Czujemy się wyrwani zbyt wcześnie ze świata, który (o ironio!) wcale nam się nie podobał. Po wszystkim okazuje się, że chcemy do niego wrócić, wypełniamy puste miejsca własnymi pomysłami, przeżywamy emocje, do których nie mieliśmy dostępu podczas seansu. Dojrzewamy też do stwierdzenia, że film Pascala-Alexa Vincenta ma w sobie niepowtarzalny, nierozpoznawalny na początku smak, który jednak lubimy.




Podaj mi dłoń (Donne-moi la main)
reżyseria: Pascal-Alex Vincent
scenariusz: Pascal-Alex Vincent, Martin Drouot, Olivier Nicklaus
zdjęcia: Alexis Kavyrchine
grają: Victor Carril, Alexandre Carril, Anaïs Demoustier, Samir Harrag, Elodie Meurlargé, Fernando Ramallo i inni
kraje: Francja, Niemcy
rok: 2008,
czas trwania: 80 min
premiera: 19 listopada 2010 (Polska), 27 listopada 2008 (Świat)
Tongariro Releasing