Neshat w Kobietach bez mężczyzn próbowała połączyć video-art z poetyką filmu fabularnego, a także pokazać pozycję kobiet w społeczeństwie irańskim lat ‘50. Eksperyment zakończył się sukcesem. Przesłanie, jakie z niego wynikło, może nie spodobać się osobom szukającym łatwych rozwiązań w walce feminizmu z patriarchatem. I dobrze. Utopie są dla marzycieli, a Nashat jest twardą realistką w przebraniu poetki.

Film irańskiej artystki opowiada o czterech mieszkankach Teheranu: Zarin (Orsolya Tóth), Munis (Shabnam Toloui), Faezeh (Pegah Ferydoni) i Farrokhladze (Arita Shahrzad). Pierwsza jest prostytutką uciekającą od dotychczasowego życia. Druga, terroryzowana przez brata, popełnia samobójstwo i... zmartwychwstaje. Trzecia zakochuje się w mężczyźnie, który ma poślubić inną. Ostatnia, najstarsza bohaterka ucieka od męża do idyllicznego domku w lesie, w którym z czasem pojawiają się okaleczona Zarin i zgwałcona Faezeh. Ten zarys fabuły niewiele jednak mówi o samym filmie, ponieważ wszystko, co w nim najważniejsze, przekazane jest statycznymi ujęciami o charakterze symbolicznym, całkowicie odmiennymi jednak od przydługich i nieznośnie patetycznych obrazów proponowanych widzom przez innego irańskiego filmowca – Abbasa Kiarostamiego.

Styl reżyserki prezentowany w Kobietach bez mężczyzn jest poetycką (słowo to, często nadużywane, w tym miejscu pasuje idealnie) mieszanką pięknych zdjęć Martina Gschlachta i skomplikowanych idei charakterystycznych dla video-artu. Niemal każda scena nacechowana jest silnym kontrastem: męskość (biała) – kobiecość (czarna), agresywny – pasywna, dominujący – uległa.
Ten zabieg już po kilkunastu minutach pozwala uświadomić sobie, że mamy do czynienia ze światem skonstruowanym dualistycznie, w którym każdy ma swoją z góry przypisaną rolę. Gdy próbuje ją zmienić – zawsze przegrywa.

Każda z bohaterek jest ofiarą patriarchatu. Munis nie może sprzeciwić się bratu, który chce wydać ją za mąż, choć jej ambicją jest stać się częścią rewolucji. Jej aktywna postawa nie spotyka się z akceptacją, a jedynym wyjściem wydaje się samobójstwo, które jednak uświadamia bohaterce, że umrzeć jest tak samo trudno, jak żyć. Faezeh jest pobożną i raczej prostolinijną młodą kobietą, która zostaje zgwałcona, a przez to wyłączona z życia społecznego. Jedynym wyjściem jest dla niej ucieczka. Farrokhlagha kupuje dom na odludziu, by tu odnowić dawny romans, który okazuje się całkowicie ostygły. Zbrukana i wykorzystana Zarin próbuje zmyć z siebie resztki dawnego życia.

Trzy spośród kobiet znajdują chwilową utopię na odludziu, gdzie jedynym mężczyzną jest ledwo zauważalny ogrodnik. Ta swoista trawestacja Waldena Thoreau okazuje się jednak krucha a nowa przestrzeń jest ostatecznie równie nieprzyjazna, jak ulice Teheranu, którymi kroczy Munis w towarzystwie komunistów-rewolucjonistów. Bohaterki jedna po drugiej przekonują się, że upokorzenia i izolacja nie dają się łatwo wyeliminować. Jedna z najbardziej dosadnych scen, kojarząca się ze względu na brutalny charakter z dziełami innej artystki – Mariny Abramović, przedstawia nagą, przeraźliwie chudą Zarin, myjącą się w łaźni publicznej. W pewnym momencie kamera, filmując z niższej perspektywy, odsłania bohaterkę trącą skórę, desperacko próbującą zmyć z siebie brud mężczyzn, którzy uprawiali z nią seks za pieniądze. Zakrwawiona i bezbronna jest obiektem obserwacji kilkuletniego chłopca, który wydaje się poniżać ją swoim spojrzeniem. Samookaleczenie i upokorzenie doprowadzają Zarin do stanu, w którym może już tylko uciekać, bez szans na znalezienie schronienia.

Pozostałe bohaterki także spotykają rozczarowania. Faezeh dostaje propozycję zostania drugą żoną brata Munis. Ta z kolei przekonuje się, że rewolucja jest brutalna i bezlitosna, a mężczyźni biorący w niej udział są tak samo bezwzględni i tchórzliwi, jak pozostali. Najstarsza bohaterka przekonuje się boleśnie, że nie może nawet mówić sama za siebie, musi to robić mężczyzna, a w dodatku sposobem na uniknięcie kłopotów jest powołanie się na męża, którego porzuciła. Wszystkie cztery kobiety zdają sobie sprawę ze swojej pozycji w społeczeństwie i przekonują się, że nie tak łatwo będzie ją zmienić. Proste rozwiązania okazują się tymczasowe i nieskuteczne, a te trudniejsze nie rodzą się jeszcze w ich głowach.

W Kobietach bez mężczyzn historia zatacza krąg. Na koniec wracamy do początku, by przekonać się, że życie i śmierć są jednakowo bezwartościowe, gdy brak w nich wolności. W jednej ze scen grupa ludzi siedzi w restauracji i dyskutuje o sprawiedliwości, Camusie i na inne równie wzniosłe tematy. Niestety w kontekście całego filmu wydają się one tyleż czcze, co przepełnione hipokryzją.

Shirin Neshat nie krytykuje islamu, nie sprowadza problemów kobiet w Iranie do zwyczaju zasłaniania ciała i włosów, bo tego typu ideologiczne zacietrzewienie trywializuje tylko dyskurs feministyczny na Bliskim Wschodzie. Artystka próbuje za pomocą wysmakowanych wizualnie koncepcji ukazać brak prawa do jednostkowej reprezentacji samej siebie. To nie Allah jest problemem, to politycznie i kulturowo umotywowana męska chęć dominacji, zapatrzenie w siebie i łatwość przyjmowania postawy panowania nad drugim człowiekiem sprawiają, że Munis, Zarin, Faezeh i Farrokhlagha nie mogą odnaleźć swojego miejsca. Mogą żyć bez mężczyzn, ale muszą żyć wśród nich.





Kobiety bez mężczyzn
(Zanan-e-bedun-e mardan)
scenariusz i reżyseria: Shirin Neshat,
zdjęcia: Martin Gschlacht,
grają: Navíd Akhavan, Pegah Ferydoni, Arita Shahrzad, Mina Azarian, Bijan Daneshmand, Shabnam Toloui, Orsolya Toth i inni
kraje: Austria, Francja, Niemcy,
rok: 2009,
czas trwania: 95 min
premiera: 19 listopada 2010 (Polska), 9 września 2009 (Świat),
Against Gravity


Za seans dziękujemy Kinu Pod Baranami