Pierwszą edycję przeglądu otworzyło świeże, lecz już okrzyknięte arcydziełem, przedstawienie francuskiej Compagnie Philippe Genty, Voyageurs immobiles, czyli w polskim tłumaczeniu Nieruchomi podróżnicy. W onirycznej podróży bierze udział ośmioro aktorów o wielu talentach, z czterech stron świata. Wykonawcy, posługujący się różnymi językami narodowymi, m.in. angielskim, hiszpańskim, francuskim, japońskim i... polskim (tak! niech świadczy o perfekcji realizacyjnej fakt, że odtwórcy nauczyli się kwestii również w naszej ojczystej mowie, w dodatku świetnie poradzili sobie z artykulacją), są reprezentantami współczesnej wieży Babel. Spotykają się niespodziewanie, oderwani od swych codziennych zajęć i wciągnięci przez nieznaną siłę do odrealnionej krainy. Być może znajdują się jedynie w czyjejś sennej świadomości albo przekraczają właśnie którąś z rzek Hadesu.  Wspólnie odbędą podróż po obrzeżach świata ziemskiego i zaświatów.    

Aktorzy ewokują znaczenia poprzez zharmonizowany ruch, ekspresyjny taniec, ale też specyficzną grę, akcentującą fragmentaryczną budowę organizmu ludzkiego, obcość ciała. Poszczególne członki grożą oddzieleniem się od uporządkowanej struktury. Przeradzają się w budzące przerażenie i odrazę żywych abiekty – tak jak homunkulus, potworny karzeł-dziecko, który pragnie przeistoczyć się w człowieka. Bohaterowie będą musieli się z nim zmierzyć. Podobnie jak z ożywioną materią, która przybiera rozmaite postaci – tekstylnego morza, plastikowej chmury, czy kartonowego całunu.
Żywioł wciąga podróżników i pochłania, pchając wciąż ku nieznanemu. Kunsztownie animowana scenografia stanowi odrębny byt teatralny. Trudno oprzeć się wrażeniu, że za chwilę wyleje się z ram sceny i wessie widzów. Byłoby to jednak przyjemne doznanie, niczym uczucie oceaniczne, prowadzące do zespolenia z transcendentną naturą.

Odrealniona przestrzeń obfituje w znaki cywilizacji, odpryski współczesności – zdeformowane i zdegenerowane, mają w sobie niepokojący pierwiastek sztuczności. Makieta drapaczy chmur roziskrzonych jak nocne Las Vegas spektakularnie runie na ziemię, w walizce obcokrajowca zamiast dokumentów znajdą się skrawki plastikowej folii, a kukła przeistaczająca się w yuppie ulegnie fragmentaryzacji i rozpadowi. Kształt scenograficzny przypomina rekwizytorium Brunona Schulza. Wyłania się z tych, często upiornych, elementów świat schyłku, nieuchronnie zmierzający do agonii. Tymczasem ludziom udaje się ocalić od śmierci. W centralnej scenie spektaklu podróżnicy kolejno umierają i zostają symbolicznie pogrzebani – nakryci całunami. Następnie bezszelestnie, niezauważalnie wracają na scenę, by pomagać w pochówku towarzyszy, gdy wreszcie dostrzegają, że żadnego z nich jednak nie zabrakło. W znaczącym geście niszczą  odkształcone uformowane w ludzkie kształty groby, w których nie ma ciał. Rytuałowi towarzyszy pieśń o sakralnym brzmieniu, prowadzona na głosy, i można rozważyć przypuszczenie, że to dzięki niej przezwyciężona zostaje śmierć.

Wizualna strona spektaklu jest onieśmielająco innowacyjna. Na imponujący efekt plastyczny składa się wiele czynników. Przede wszystkim głębia kompozycji i perfekcyjne dopracowanie detalu na każdym z planów. Napięcie, jakie zostaje wytworzone pomiędzy ruchem a statycznością. Ekspresyjna gra barw i światła. Wreszcie niesłychana sprawność aktorów, którzy harmonijnie poruszają się na ograniczonej przestrzeni. Żywe obrazy sceniczne przypominają kadry z filmów Petera Greenawaya, ostentacyjnie eksponującego malarskość swoich wizji i używającego ciał aktorów jako formy współgrającej z budową tła. Błędem byłoby nie wspomnieć o najbardziej efektownym triku zastosowanym w spektaklu, dzięki któremu zminiaturyzowani aktorzy wetknięci w tekturowe pudła wirują nad ziemią. Jak to zostało zrobione? Pozostawiam takie pytania bez odpowiedzi. Pozwólmy sobie uwierzyć w zwodniczy obraz, w „magię teatru”.

Francuskiemu zespołowi polska publiczność zgotowała kilkuminutową owację na stojąco. Obiecujący, radosny początek festiwalu. A widzów wrażliwych na obraz czekało niejedno odkrycie. Maren Strack, niepokojąca performerka z Berlina zatańczyła flamenco z biczem (Muddclubsolo, 6 Feet Deeper), studio Telewizji Kraków zamieniło się w rzymskie Koloseum za sprawą Théâtre La Licorne z Lille (Spartakus), a na scenie Teatru Groteska zagościł jednoosobowy cyrk ze Szwajcarii, by wykonać na oczach widzów niezwykłą instalację plastyczną, rzucającą wyzwanie sile grawitacji (Balans. Magia równowagi). Trudno nie wykrzesać z siebie dziecięcego optymizmu, skoro na kulturalnej mapie Krakowa pojawiło się kolejne  unikalne, ambitne wydarzenie. Dzięki takim imprezom galicyjski zaścianek bierze głęboki, europejski oddech. Ach!



Międzynarodowy Festiwal Teatru Formy w Krakowie, 13-20 listopada 2010

La Compagnie Philippe Genty
Nieuchomi podróżnicy (Voyageurs immobiles)
Reżyseria: Philippe Genty i Mary Underwood
Muzyka: Henry Torgue i Serge Houppin
Występują: Amador Artiga, Marjorie Currenti, Marzia Gambardella, Manu Kroupit, Pierrick Malebranche, Angélique Naccache, Lakko Okino, Simon T Rann
Światło: Thomas Dobruszkès
Scenografia: Didier Carlier i Emmanuel Rieussec
Dźwięk: Antony Aubert
Projektanci: Sébastien Puech, Carole Allemand, Sophie Coeffic, Coralie Maniez
Kostiumy: Victoria Desogos, Tomoe Kobayashi
Premiera: 25 września 2010 w Nevers