Klasyczność występu związana była w równym stopniu z repertuarem, jak i wykonaniem. Wang na swój krakowski występ wybrał Sonatinę oraz suitę Miroirs Maurica Ravela, Intermezzo z Faschingsschwank aus Wien op. 26 Roberta Schumanna, Poloneza As-Dur op. 53 i Balladę f-moll op. 52 Fryderyka Chopina oraz transkrypcję Poloneza z Eugeniusza Oniegina napisaną przez Franciszka Liszta. Jako bis zagrał Etiudę Rewolucyjną op. 10 nr 12 Chopina, Galop chromatyczny Liszta oraz Walc Es-Dur op. 18 Chopina.
Wang grał bez ekstrawagancji, szanując tekst, prowadząc bardzo klarowną, niezawoalowaną narrację. Podobało mi się, że sięgnął po Ravela, szczególnie, że jest wykonywany względnie rzadko. Można dyskutować, czy Ravel daje takie możliwości interpretacyjne jak Chopin i czy można go zagrać w innowacyjny, niekonwencjonalny sposób. Sonatina z pewnością nie jest utworem, który ma wielki potencjał interpretacyjny, ale Miroirs, przez swoją różnorodność już tak. W obydwu przypadkach Wang zagrał zadowalająco, uważając, żeby Ravela, jednego z kompozytorów wyprowadzających pianistykę z romantycznego stylu, nie przedramatyzować, zachować innego rodzaju niepokój – niepokój wyznania zapośredniczonego przez obrazy, niepokój ravelowskiego konceptu „maski”, przesunięcia z ekspresji w impresję, analogię.
Krótkie, nieustabilizowane, będące w ciągłym ruchu Intermezzo Schumanna jest jedną z części większego utworu. Samo w sobie jest wyzwaniem przez różnicę w tempie kantyleny prawej ręki a akompaniującej lewej, która napisana jest w bardzo drobnych wartościach rytmicznych. Dwa utwory Chopina (Polonez oraz Ballada), jeden bardziej wymagający od drugiego, mogły sprawić Wangowi najwięcej trudności ze względów pozamuzycznych, takich jak Konkurs Chopinowski, który się niedawno zakończył lub aprioryczne założenie, że wszyscy w Polsce te utwory znają i będą śledzić każdy jego dźwięk. Poloneza zagrał bardzo poprawnie, można go jednak oskarżyć, podobnie jak kiedyś Blechacza, o bezpłciowość wykonania. Co ciekawe, więcej uwagi dynamice poświęcił w, zdawałoby się, refleksyjnej Balladzie. Utwór ten, chyba najtrudniejszy w przemyśleniu, nie tak jednoznaczny jak Polonez, pełen głęboko egzystencjalnego przeżywania, uważany jest za najznakomitszą balladę Chopina. Pianista musi pogodzić polifoniczną budowę dzieła z silnym, ale nieoczywistym, niepatetycznym wyrazem emocjonalnym, uważać przy kulminacjach, które powinny być budowane w wielkim skupieniu, wyczekane. Wang z pewnością wiedział o tym wszystkim a jako wirtuoz starał się najlepiej jak potrafił, jednak nie uznam tego wykonania za najlepsze, jakie słyszałem. Bardzo niewdzięczna jest ta ballada.
Polonez z opery Czajkowskiego, transkrybowany przez Liszta, profesjonalisty od przenoszenia myślenia orkiestrowego na fortepian, to jedna ze specjalności Wanga. Bardzo dynamiczny, o akordowej fakturze, figuracyjny raczej niż śpiewny – utwór Liszta nie daje ani chwili wytchnienia. Nie przepadam za Czajkowskim, wolałbym usłyszeć oryginalną kompozycję Liszta, chociaż z drugiej strony słuchając tej transkrypcji nie da się wkładu Liszta nie usłyszeć.
Utwory przygotowane przez Wanga na bis były utworami wirtuozowskimi, zgodnie z resztą z praktyką bisowania. Szczególnie Galop chromatyczny Liszta jest próbą techniki arpeggiowej pianisty.
Słyszałem wiele zarzutów pod adresem azjatyckich sposobów nauki gry na fortepianie i celów, przede wszystkim nieskazitelności technicznej, jakie stawiają przed sobą azjatyccy pianiści. Staroeuropejskie narzekanie na płytkość wyrazu dalekowschodnich wirtuozów jest uzasadnione, ale nigdy nie powiedziałbym, że jest to zła wola tamtejszych muzyków. Jue Wang jest znakomitym technikiem. Nie wiem niestety, gdzie leży blokada, która nie pozwala mu być twórczym interpretatorem, takim jak wspomniany na początku Yundi Li.
Foto: materiały organizatora