Już po raz 17. w Krakowie odbędzie się festiwal Etiuda&Anima, minęło wiele lat od pierwszej edycji.  Jakie były początki festiwalu?
Bogusław Zmudziński: Nasze zainteresowanie od początku budziły etiudy studenckie, czyli filmy tworzone w szkołach filmowych i artystycznych na różnych etapach kształcenia i dochodzenia do dyplomu. Przez słowo „etiuda” rozumieliśmy prace semestralne, roczne i prace dyplomowe. Pomysł na festiwal zrodził się jako reakcja na zwyczaje panujące na Festiwalach Filmów Krótkometrażowych w Krakowie, których byłem pilnym uczestnikiem od wczesnej młodości. Festiwal ten nie traktował filmów studenckich jako mogących rywalizować na równych prawach z filmami profesjonalnymi. Wydawało mi się to niesprawiedliwe, ponieważ studenckie filmy były często bardzo interesujące. Pracując w komisji selekcyjnej festiwalu, widząc jak koledzy odnoszą się do etiud, pomyślałem, że można by stworzyć osobną imprezę poświęconą właśnie tym filmom. Wszystko zaczęło się na początku ubiegłej dekady, kiedy w wyniku kontaktów ze szkołami zagranicznymi zorganizowaliśmy kilka pokazów etiud między innymi z Belgii i Australii.

Czy od początku Etiuda miała charakter konkursu?
W 1994 r. po raz pierwszy odważyłem się na organizacje bardzo skromnej wówczas jeszcze imprezy, która jednak od początku miała mieć charakter międzynarodowy, coroczny i konkursowy. Wierzyłem że konkurs będzie się odbywał co roku, to się jednak nie udawało przez wiele lat. Musieliśmy się pogodzić z ograniczeniami i stąd jego organizacja co dwa lata. Nawet jednak gdy w danym roku konkursu nie było, wciąż staraliśmy się rozwijać kontakty, co pozwalało nam zaistnieć w środowisku szkół filmowych i z roku na rok wzbogacać naszą imprezę. Od razu też chciałem, aby konkursowi towarzyszył bogaty program imprez towarzyszących. Dzięki temu staliśmy się festiwalem, który pokazywał w konkursie etiudy studentów, równocześnie jednak pozwalał zapoznać się z twórczością ich mistrzów. Takie były początki. Dzisiaj Etiuda, to nie tylko Etiuda ale i Anima – festiwal poświęcony animacji. Można nawet powiedzieć że Anima od początku, co prawda nie w nazwie, ale w programie Etiudy była, przede wszystkim w projekcjach konkursowych, bowiem fabuły, dokumenty i animacje startowały w nich na równych prawach. Wśród pedagogów, których zapraszaliśmy często byli też twórcy animacji.

Konkurs Anima zyskał autonomię w 2005 roku...

Tak, uznałem bowiem, że nasze kontakty są już na tyle bogate, jesteśmy jako impreza znani, tylu twórców już u nas było, że zorganizowanie dobrego konkursu animacji na światowym poziomie nie będzie żadną trudnością. Punkt wyjścia festiwalu Etiuda&Anima był jednak związany ze studenckimi filmami i tak właściwie po dziś dzień pozostało, dlatego w konkursie animacji przyznajemy osobną nagrodę filmowi studenckiemu.

Skoro już jesteśmy przy animacji, to tegorocznej edycji festiwalu towarzyszyć będzie wydarzenie niecodzienne, w dniu rozpoczęcia ogłoszone zostaną wyniki plebiscytu „ASIFA 50 na 50”.

Pomysł na ten plebiscyt zrodził się w zeszłym roku, wyliczyłem, że minęło 25 lat od bardzo znanego, miarodajnego i prestiżowego plebiscytu, który w 1984 roku z okazji Olimpiady w Los Angeles zorganizowało środowisko ASIFA Hollywood. Wtedy to Fini Littlejohn, nieżyjąca już dzisiaj pracownica Walta Disneya, graficzka i projektantka, wyszła z inicjatywą aby zrobić duży plebiscyt zbierający najlepsze filmy z całej historii animacji od początku jej istnienia. Zaproszono wówczas 100 ekspertów z całego świata i oparto się na ocenach 35 spośród tych, którzy się zgodzili. Minęło dwadzieścia pięć lat od tego plebiscytu i ciągle się do niego wraca. Na przykład zawsze kiedy mówi się o tym jak wspaniałym filmem jest Bajka bajek Jurija Norsteina, przywołuje się fakt, że jest to film, który zwyciężył w tym plebiscycie. Ponieważ rok 2010 to rok obchodów 50-lecia Międzynarodowego Stowarzyszenia Filmu Animowanego – ASIFA, pomyślałem, żeby nie tyle zweryfikować tamten plebiscyt, bo jego wartość jest niepodważalna, ale zobaczyć jak wyglądała sytuacja animacji artystycznej w ostatnim półwieczu, czyli od 1960 r. kiedy to stowarzyszenie zostało powołane, z woli ówczesnych wybitnych twórców z Normanem Mc Larenem na czele.

Jak przebiegał proces głosowania?

Długo wahałem się jak rozwiązać problem tego kto ma głosować. Pierwszy pomysł był szalony, żeby wszyscy członkowie ASIFA z całego globu zagłosowali, mielibyśmy wtedy wiele tysięcy głosów do policzenia. Później jednak zastosowałem podobne rozwiązanie jak Fini Littlejohn, tzn. poprosiłem ekspertów. Wiedząc, że ona poprosiła 100 a ostatecznie zagłosowało 35, pomyślałem, że też nie ma co wykonywać przesadnego zamachu, tylko starannie wybrać 25 bardzo reprezentatywnych specjalistów z całego świata, którzy są przede wszystkim znawcami a nie twórcami filmowymi. Podczas wyboru ekspertów dbałem o reprezentatywność całego środowiska.
Pojawili się więc znawcy niemal ze wszystkich kontynentów, od Brazylii do Japonii, od Kanady do Nowej Zelandii, chociaż najwięcej jest oczywiście Europejczyków, staraliśmy się jednak zachować odpowiednie proporcje; mogę dać przykład: jest dwóch ekspertów z Polski, przy równoczesnym udziale czwórki Brytyjczyków. Wielka Brytania pod względem prac krytycznych, książek wydawanych na temat animacji, ruchu naukowego i intelektualnego na uczelniach wiedzie niezaprzeczalnie prym w Europie, a prawdopodobnie i w świecie. W pierwszym etapie głosowania każdy miał prawo wybrać 100 filmów, co zaowocowało powstaniem listy ponad 800 filmów zgłoszonych do plebiscytu, a następnie, zgodnie z regulaminem jeśli jakiś film miał 3 głosy przechodził do drugiej fazy. Wówczas każdy z glosujących oddawał głos tylko na 50 wybranych filmów według zasady pierwsze miejsce 50 punktów, a ostatnie – 1. Dzisiaj gdy rozmawiamy ja już oczywiście wiem jakie są wyniki głosowania, ale chcemy utrzymać to w tajemnicy do 19 listopada, czyli dnia rozpoczęcia festiwalu, kiedy w obecności przedstawiciela ASIFA oraz dziennikarzy ogłosimy wyniki plebiscytu. Wyniki będziemy starali się popularyzować w ciągu nadchodzących 13 miesięcy aż do końca 2011 r. poprzez pokazy zwycięskich filmów w różnych miejscach na świecie. Podczas trwania festiwalu odbędzie się seminarium, na którym dopuścimy też do głosu osoby, które nie bardzo się zgadzają z wynikiem ostatecznym. Mają do tego oczywiście prawo, chociaż wydaje mi się, że powstała bardzo wiarygodna lista wartościowych filmów spośród tych, które w tym 50 – leciu zostały zrealizowane.

Czy czekają nas jakieś niespodzianki na liście zwycięzców?
Tego nie mogę zdradzić, ale na pewne przewartościowanie trzeba być przygotowanym. Warto pamiętać, że wtedy głosowano na wszystkie filmy, które powstały od początku historii kina do 1984 r. Teraz bierzemy pod uwagę wyłącznie filmy, które powstały w latach 1960-2010, tak więc materia plebiscytu ma nieco inny charakter. Mówimy o kompletnie innym okresie, innej epoce w dziejach kina, tak więc choćby tylko z tego powodu są możliwe naturalne przesunięcia.

Gdyby porównać okresy sprzed pierwszego plebiscytu i ostatnie 25 lat, czy pod względem ilościowym produkuje się więcej czy mniej filmów?
Produkcji jest więcej, co jednak nie oznacza, że ogólny poziom produkcji się podniósł. Mogę zdradzić, że ostatnie 15-lecie na liście finalnej będzie relatywnie słabiej reprezentowane, niż wskazywałaby na to ilość produkowanych filmów.

Podczas festiwalu corocznie przyznawane jest wyróżnienie dla wybitnego twórcy filmowego oraz pedagoga, kto w tym roku otrzyma Specjalnego Złotego Dinozaura?
Planowane jest wręczenie Złotego Dinozaura Martinowi Šulíkowi, słowackiemu reżyserowi, bardzo lubianemu w Polsce. Cała seria jego filmów, które były wyświetlane na polskich ekranach cieszyła się dużą popularnością otrzymując bardzo dobre recenzje. Šulík był przewodniczącym naszego jury kilka lat temu, przed laty zdobył także u nas Grand Prix jego student Stano Petrov za film „Z ulicy”. Martin wykłada w Bratysławskiej Szkole Filmowej, jest też czynnym twórcą. W ostatnim czasie zdobył się na ogromny wysiłek filmowego udokumentowania czeskiej szkoły filmowej na kilometrach taśmy filmowej. Stworzył liczący kilkadziesiąt godzin przekaz, który jest bezcennym świadectwem fenomenu filmowego czeskiego, a także słowackiego kina lat 60 i po trosze 70. Chciałbym, aby w Polsce znalazł się twórca, który poświęciłby część swojego życia na utrwalenie dla przyszłych pokoleń fenomenu polskiej szkoły filmowej i kina moralnego niepokoju. Martin swego czasu żartował, że zamiast mówić do studentów woli im pokazać to o czym mówią bardziej wiarygodni od niego uczestnicy i świadkowie. Bardzo dużo pracy go to kosztowało, należy pochylić czoło przed tym wysiłkiem. Ponieważ sam jest twórcą, który przeniósł wartości szkoły czeskiej w warunki współczesnego kina, można powiedzieć, że był szczególnie uprawniony (a może i zobowiązany) do tego, żeby tą pracę wykonać. Nasza nagroda przyznawana jest kolejnym twórcom właściwie za każdym razem z innego powodu. Jakbyśmy prześledzili historię od początku, od pierwszego Złotego Dinozaura, którego wręczyliśmy profesorowi Jerzemu Kuci, potem następnym twórcom animacji, dokumentalistom, czy takim reżyserom jak Mohsen Makhmalbaf, okazałoby się, że zawsze powody dla których naszą nagrodę przyznajemy są inne. Martinowi chcemy ją wręczyć za to, że jest czynnym twórcą oraz za swoiste osiągnięcie dydaktyczne, czyli właśnie za stworzenie tego niezwykłego serialu, o którym wspomniałem. Należy mu się ogromna wdzięczność wszystkich, którzy interesują się filmem, że utrwalił ten zamknięty już okres dziejów kina europejskiego.

Chciałbym Pana teraz poprosić o parę słów na temat filmu który rozpocznie tegoroczną edycje festiwalu, jak wiadomo będzie to Iluzjonista w reżyserii Sylvaina Chometa.
Od lata starałem się w Polsce zorganizować retrospektywę filmów Jacquesa Tati i przy tej okazji przypomnieć jego postać. Należę do tych, którzy go wyjątkowo cenią jako jedną z najbardziej interesujących osobowości komedii filmowej w całej historii kina. Tati nie żyje od blisko 30 lat i prawa do jego filmów były rozproszone, ale dzięki wysiłkom jego córki Sophie, a ostatnio także dzięki pomocy Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Europejskich w Paryżu udało się wszystko uporządkować i Francuzi odpowiedzieli bardzo pozytywnie na inicjatywę pokazania w Polsce pełnego zestawu jego filmów. W końcu na wiosnę tego roku udało nam się zorganizować w kilku miastach w Polsce przegląd wszystkich pełnometrażowych filmów Tatiego. Tak się też sympatycznie złożyło, że w momencie gdy przygotowywaliśmy objazd, na festiwalu w Berlinie odbyła się premiera najnowszej produkcji znanego i lubianego twórcy animacji, znanego u nas z filmu Trio z Belleville, Sylvaina Chometa. Reżyserowi udało się tuż przed śmiercią córki Tatiego otrzymać prawa do zrealizowania jego nieznanego scenariusza pt. Iluzjonista. Kłopot ze scenariuszem polegał na tym, że według jednej z wersji opowiadanej przez Sophie, w tym filmie miał wystąpić sam Tati i zagrać rolę tytułowego iluzjonisty. Według innej wersji scenariusz od początku był zarezerwowany dla Pierre Etaixa, francuskiego aktora i reżysera współpracującego z Tatim. Fakt, że nie doszło przez długie lata do realizacji filmu może wskazywać na to, że rzeczywiście Tati pisząc ten tekst rezerwował dla siebie główną rolę i rzecz jasna nie miał to być film animowany. Sylvain Chomet podczas realizacji Tria z Belleville poprosił Sophie o zgodę na wykorzystanie w nim fragmentu filmu Dzień świąteczny. Nawiązany kontakt zaowocował uzyskaniem przez niego także prawa do realizacji „Iluzjonisty” jako animacji. Być może udało mu się przekonać Sophie, że skoro Jacques Tati nie może wystąpić w tym filmie osobiście, to należy go narysować. Tak powstał film, który pokazywany był już w kilku miejscach w Europie (Cannes, Annecy i Edynburgu) i miał też swoją premierę w Paryżu. Pomyślałem wówczas, że skoro udało nam się przywrócić pamięci polskiego widza całą twórczość Tatiego, to warto na inaugurację tegorocznego festiwalu pokazać premierowo ten niedzisiejszy, może nieco staromodny film. Jeśli komuś się podobało „Trio z Belleville”, to przypadnie mu do gustu także „Iluzjonista”. Pod nieobecność Chometa, poprosiłem, żeby w inauguracji wziął udział i zarazem zasiadł w jury konkursu ETIUDA największy popularyzator twórczości Tatiego w Polsce, pan Józef Gębski, który zdradził mi coś, co ja również mogę chyba teraz zdradzić. Mianowicie on sam nosi się z zamiarem realizacji innego, jeszcze nie zrealizowanego scenariusza Jacquesa Tati, noszącego tytuł „Confusion”.

Przewodniczącym jury tegorocznego konkursu ETIUDA został Puppi Avati.

Jest to postać, przykro to powiedzieć, niemal w Polsce nieznana. To paradoks, że żaden jego film nie trafił na nasze ekrany. Jest to bardzo ważny twórca kina włoskiego, który obecny jest w świadomości polskiego widza tylko dzięki imprezom filmowym, takim jak festiwal w Zwierzyńcu, na którym nadrabiając zaległości pokazano niedawno kilkanaście jego filmów. Na szczęście są jednak tacy krytycy jak panowie Jerzy Płażewski i Adam Garbicz, którzy od lat upominają się o Avatiego i jego obecność w naszym filmowym obiegu. W naszych planach jest zorganizowanie konferencji z artystą podczas której liczymy, że trochę nam opowie o kondycji włoskiego kina. Chcielibyśmy też zapytać go jak ocenia fakt nieobecności swojego dzieła w naszym kraju. To oczywiście może okazać się prowokujące, ale niech się ustosunkuje do tego, niech nam powie kilka gorzkich słów, które nam się należą. Pokażemy też jego najnowszy, zrealizowany w 2010 r. film „Młodszy syn”, którego premiera miała miejsce w lutym b.r.

Wiele uwagi poświęcone zostanie twórczości braci Stephena i Timothy'ego Quay, którzy bardzo mocno związani są z Polską, pozostają jednak w Polsce również słabo znani. Dlaczego?
No nie, z nimi nie jest tak źle jak z Avatim, przecież Gutek wprowadził przed laty do kin „Instytut Benjamenta” i „Ulicę krokodylki”. Tego typu twórczość nie może mieć szerokiej publiczności. W gruncie rzeczy bracia Quay uprawiają kino niszowe dla bardzo elitarnego widza, nawet sami mówią, że ich widz stanowi margines widowni. Są świadomi, że ich przekaz jest na bardzo wysokim poziomie wymagań wobec odbiorcy. Robione przez nich filmy trzeba wielokrotnie oglądać, żeby nawiązać z nimi satysfakcjonujący kontakt. To, że są oni obecni w polskiej kulturze jest bardzo dużym sukcesem, ale to oczywiście nie znaczy, że są obecni w powszechnej świadomości. Życzyłbym im rzecz jasna tego, aby w przyszłości się to zmieniło, ale nie wiadomo czy jest to w ogóle możliwe. Być może przyczyni się do tego planowana realizacja Sanatorium pod klepsydrą według Brunona Schulza. Mam nadzieję, że starania o zrealizowanie przez nich pełnometrażowego filmu w tak charakterystycznej dla ich twórczości aktorsko-animowanej technice zostanie zwieńczone sukcesem dzięki dotacji Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. W tym roku z kilku powodów ich obecność będzie na naszym festiwalu mocno zaznaczona. Po pierwsze z powodu Maski, filmu inaugurującego konkurs ANIMA. “Maska”, powstała na podstawie powieści Stanisława Lema, ale oczywiście przerabia Lema na taki sposób, że można mówić tutaj co najwyżej o inspiracji. Jest to rodzaj twórczej zdrady, najcenniejszej z możliwych, ponieważ na bazie tekstu literackiego powstaje coś, co jest całkowicie autonomiczne. Drugi powód stanowi publikacja książki, którą wydał Zamek Łańcucki. Jego dyrektor Wit Karol Wojtowicz doprowadził do ukazania się książki będącej swoistą dokumentacją, śladem po zrealizowanym tam dwa lata temu przez braci Quay filmie Inwentorium śladów. Jan Potocki na Zamku w Łańcucie.

Zamek w Łańcucie, wizyta na nim, była impulsem dla wyzwolenia ich oryginalnej wyobraźni. Tak się składa, że miałem przyjemność obserwować jak rodził się pomysł tego filmu, gdyż byłem uczestnikiem zorganizowanych tam "Pierwszych Spotkań z animacją - Laterna Magica" w 2007 r. Wtedy to w gronie kilkunastu osób zwiedzaliśmy zamek „od kuchni”, nie od strony wspaniałych wnętrz pałacowych lecz magazynów, rupieciarni i strychów. Chodząc po tych miejscach normalnie niedostępnych, widziałem co zachwyca braci Quay: kurz, zniszczone meble, popękane kafelki na najwyższych piętrach, tak jakby tylna, na co dzień oczywiście niedostępna, strona tej magnackiej rezydencji. To rozbudziło ich wyobraźnię i z tej inspiracji narodził się film, który w jakimś sensie dokumentuje prawdopodobną, ale w gruncie rzeczy wyimaginowaną, obecność na tym zamku Jana Potockiego, autora sławnego „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Wracając do książki, pragnę podkreślić, że bracia Quay są z pierwszego wykształcenia ilustratorami i edytorami książkowymi, zaprojektowali więc ją i wzbogacili swoimi zdjęciami. Ostatni powód ich szczególnego w tym roku uhonorowania, może najważniejszy, to organizacja przez nas wspomnianego plebiscytu na 50 najlepszych animacji na 50-lecie ASIFA, dzisiaj mogę tylko powiedzieć, że są one dla nich bardzo pomyślne…

Podobno będziemy mogli także obejrzeć najnowszy film Jana Švankmajera?
Festiwal od lat, od 1996 r., kiedy to jako pierwsi w Polsce pokazaliśmy obszerną retrospektywę filmów Jana Švankmajera, tej wybitnej postaci współczesnej animacji, śledzi nieustannie jego twórczość. Pokazywaliśmy premierowo kilka z jego pełnometrażowych filmów, i tak się stanie także tym razem, gdyż u nas po raz pierwszy w naszym kraju będzie można zobaczyć jego najnowszy film Przeżyć swoje życie. Na uwagę zasługuje fakt, że film ten powstał w bardzo ciężkich dla Švankmajera okolicznościach, kosztował go on kilka lat pracy, a co gorsza w trakcie przygotowań miało miejsce szczególnie dramatyczne wydarzenie, jakim była śmierć jego żony, artystki zawsze współpracującej z nim podczas realizacji kolejnych filmów. Pomimo że został sam i realizacja odbyła się w nieco innych warunkach twórczych, powstał w końcu film, który ma premierę w Czechach na początku listopada, zaś jego prapremiera światowa odbyła się we wrześniu na festiwalu w Wenecji. Švankmajer niestety osobiście nie przyjedzie do nas, będzie wówczas w Hiszpanii na otwarciu swojej wielkiej wystawy prac plastycznych. Jak dodam, że plebiscyt który zorganizowaliśmy jest dla niego też szczęśliwy to właściwe powiem już za dużo…
Dziękuję za rozmowę.


Bogusław Zmudziński, ur. 1951 r., absolwent prawa i filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, dr nauk filozoficznych, pracownik naukowo-dydaktyczny AGH w Krakowie, teoretyk i historyk filmu, pomysłodawca oraz wieloletni dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Etiuda (od 2005 roku Etiuda&Anima).


Źródło: materiały promocyjne Festiwalu Etiuda&Anima