Pośród krótkich metraży znalazł się również polski akcent w postaci Un Piede di Roman Polański (reż. Lauren Wissot, Roxanne Kapista, 2009). Ten przewrotny, utrzymany w teledyskowej formie hołd dla twórczości Polańskiego złożony został z cytatów z największych dzieł enfant terrible Hollywoodu. Odkrywa on nieznane dotąd preferencje rodzimego reżysera. „Wnikliwa” lektura jego dokonań pokazuje, że Polański jest zagorzałym fetyszystą stóp i obuwia.
Równie interesującym filmem okazał się amerykański Kink Inc. (reż. Casey Clark, 2008) będący przezabawną, sprawnie nakręconą historią traktującą o niekonwencjonalnym pokonywaniu finansowych problemów i zaskakującym odkrywaniu własnych upodobań seksualnych. Bohaterem filmu jest młoda para, która odpowiada na tajemnicze ogłoszenie o pracę i wkrótce zaczyna doskonalić się w „domowej dominacji”, fachu polegającym na krępowaniu i biczowaniu zblazowanych biznesmenów w piwnicy swego domu.
Seksualność okiem dokumentalistów
Mocną stroną berlińskiego festiwalu zawsze była sekcja filmów dokumentalnych. Bez wątpienia najciekawszym z zaprezentowanych w zeszłym roku tytułów był kontrowersyjny Stalags – Holocaust and Pornography in Israel (reż. Ari Libsker, 2007), portretujący zjawisko tzw. „stalagów”, niezwykle popularnych powieści, które zaczęto wydawać w Izraelu tuż po rozpoczęciu procesu Adolfa Eichmana. Ich bogata w sadomasochistyczne wątki fabuła rozgrywa się w brutalnej obozowej rzeczywistości i zazwyczaj przedstawia losy alianckich żołnierzy torturowanych przez zastępy seksownych kobiet w mundurach SS. Przed finałową ucieczką role kata i ofiary odwracają się, by żądny zemsty mężczyzna mógł wpierw zgwałcić, a następnie zamordować prześladujące go dotąd strażniczki.
Dokumentem ukazującym zdecydowanie bardziej optymistyczną stronę ludzkiej seksualności był Orgasm! The Faces of Ecstasy (reż. Marianna Beck, Jack Hafferkamp, 2004). Twórcy tego przełomowego projektu zdołali nakłonić ponad dwadzieścia osób, zarówno młodych, jak i starszych, kobiet i mężczyzn, do podzielenia się z widzami jednym z najbardziej intymnych przeżyć – swoim orgazmem. Istotnym aspektem tego filmu, w dużej mierze decydującym o jego wyjątkowości, jest fakt, że w tym szczególnym momencie na ekranie widać jedynie twarze bohaterów, nie jest nam bowiem dane zobaczyć, co dzieje się „tam na dole”. Dzięki takiej perspektywie dostrzegalna stała się niezwykła różnorodność doznawanych bodźców i przejawianych reakcji, jakże odmiennych od jednowymiarowych uniesień typowych dla pornografii głównego nurtu.
Petals – Journey into Self-Discovery (2008) Becka Peacocka pozostał w kręgu rozważań nad cielesnością, lecz podszedł do zagadnienia z innej strony; dosłownie i w przenośni. Jest to opowieść o artyście fotografiku, który postanowił wydać nietypowy album z portretami. Jego praca nie ukazuje piękna twarzy, lecz kobiecych okolic intymnych. W sposób pozbawiony głębszej refleksji najczęściej zgadzamy się co do tego, że pewne aspekty naszej cielesności zasługują na artystyczną kontemplację, inne zaś nie. Portretowanie twarzy jest dla nas czymś oczywistym, doceniamy w niej różnorodność oczu, ust, czy nosa. Tego samego nie można powiedzieć jednak o genitaliach, których reprezentacji – może poza uproszczonymi schematami z podręczników seksuologicznych oraz pornografią nieakceptowaną wszakże przez sporą część społeczeństwa – próżno szukać w kulturze popularnej. Film ten poprzez wskazywanie na różnorodność kształtów narządów płciowych zwraca uwagę na umowność takich podziałów, normalizując przy tym te aspekty naszej cielesności, które są wstydliwie omijane przez publiczny dyskurs (publikacji albumu ze zdjęciami odmówiło blisko dwudziestu wydawców, zaś wielka amerykańska stacja telewizyjna zrezygnowała z emisji reportażu na jego temat).
Berliński festiwal jest wydarzeniem zupełnie wyjątkowym, gdyż daje niezwykle rzadką możliwość obcowania z pornografią w przestrzeni publicznej. Choć we współczesnym społeczeństwie dostrzec można zjawisko postępującej pornografizacji mainstreamu, to jednak przenikanie eksplicytnego seksu do nurtu współczesnej kultury nie ma miejsca. W przestrzeni publicznej mamy bowiem do czynienia wyłącznie z dyskursem około-pornograficznym, a ikonografii typowej dla tego gatunku nie zobaczymy ani na billboardach, ani w kinie, ani w telewizji. Przykładowo, wzwiedziony penis – jeden z podstawowych kodów pornografii – stanowi bodaj największe tabu współczesnej kultury wizualnej. Jak pisze Brian McNair, kultura szerokiego odbiorcy nadal pozostaje strefą, gdzie prawdziwa pornografia jest nie do przyjęcia. Dzieje się tak pomimo tego, iż w efekcie pornografizacji kultury głównego nurtu następuje „przeniesienie transgresyjnych cech pornografii i dotyczących jej tabu na teren produkcji kulturalnej skierowanej do szerokiego odbiorcy” (zjawisko porno-chic). Gwiazdy porno zyskują – co prawda – podobnie jak w latach 70-tych status celebrytów (tak się stało chociażby w przypadku Jenny Jameson, Sashy Grey, czy Rocco Siffredi), pornograficzne cytaty można odnaleźć w reklamie i teledyskach, a w telewizji nierzadko nadawane są programy dokumentalne dotyczące rozmaitych aspektów hard core’u, jednak pewne elementy pornografii nadal są usuwane w cień. Wynika to faktu, iż wystawia ona na światło dzienne te rzeczy, które z różnych powodów chcielibyśmy ukryć oraz prezentuje te aspekty naszego życia, do których ograniczenia dążą restrykcyjne normy społeczne.
Rosnąca ranga Porn Film Festival Berlin, wypełnione po brzegi sale, jak również repliki tej imprezy organizowane w innych europejskich stolicach (Paryż, Madryt, Ateny) świadczą, iż nie wszystkim odpowiada spychanie pornografii na margines życia kulturalnego. Być może polskim widzom będzie kiedyś dane wybrać się na Porn Film Festival Warsaw, choć rodzime doświadczenia pokazują, że organizowanie podobnych wydarzeń niestety do łatwych nie należy. Na razie amatorzy tego rodzaju wizualnych wrażeń muszą wybrać się za granicę i pod koniec października ruszyć do Berlina. Na szczęście to zaledwie kilka godzin pociągiem.