Generalnie publikacja to nazwiska, nazwiska, nazwiska… Istna kopalnia artystów (zarówno tych szeroko rozpoznawanych, jak też nieco bardziej niszowych). Przy każdym nazwisku w nawiasie data urodzin – kolejny prosty, ale pomocny w układaniu pokaźnych ilości informacji zabieg. Zauważmy jednak, że w ostatnim rozdziale porządek ten ulega drobnemu załamaniu – najwyraźniej w proces przygotowawczy polskiego wydania wkradł się błąd. No i oczywiście przy (prawie) każdym nazwisku jest bohater publikacji – fotografia. Zawsze doskonale zreprodukowana. Papier, na który postawił wydawca jest na tyle szlachetny, a wydruki na tyle dobre, że zdjęcia prezentują się smakowicie; broniłyby się nawet, gdyby jakiś osobnik wykazujący się przysłowiowym brakiem szacunku dla książek wycinał je, oprawiał i wieszał na ścianie jako zminiaturyzowane echo oryginałów. Przyjemnie się to ogląda i, o czym już wspominałem, nie mniej przyjemnie wczytuje się w odautorskie komentarze Cotton.
Niewątpliwie szereg uwag autorki może dla wielu czytelników mieć pożądany słodki posmak odkrycia. W rozdziale „Chwile w historii”, czytamy: Większość fotografów sztuki współczesnej przyjmuje postawę anty-reportażową, czego przykładem może być s p o w o l n i e n i e [podkreśl. D.S.] procesu tworzenia obrazów, pozostawanie poza centrum głównych wydarzeń, a także znalezienie się na danym miejscu już po decydujących wydarzeniach […]
Zamiast być osaczonym w pogrążonym w chaosie centrum wydarzeń lub z bezpośredniej bliskości bólu i cierpienia, fotografowie wybierają prezentowanie tego, co pozostaje po tragediach, używając w tym celu sprawdzonych stylów [s.
Ta i podobne jej konstatacje mają potencjał dobrego uporządkowania lub rewizji wypracowanych już poglądów. Do tego układ rozdziałów jest pouczający: przyjęta struktura […] ma w zamierzeniu uwydatnienie koncepcji leżących u źródeł współczesnej fotografii artystycznej; na drugi plan schodzi zaś interpretacja jej wizualnego dorobku – czytamy we wstępie. Kontakt z publikacją umożliwia więc przegląd określonych strategii, którymi posługują się współcześni artyści. Ze spodziewaną satysfakcją będzie można deszyfrować je potem w kontekście konkretnych ekspozycji – ufać wypada, że nie tylko w przypadku żywego kontaktu z pracami twórców nobilitowanych wzmianką w Fotografii…
Lektura przypomina także o tym, że w przypadku wielu fotografia nie stanowi rodzaju fetysza, a jest po prostu narzędziem – jednym z kilku wykorzystywanych w praktyce artystycznej. Dlatego też twierdzenie, że to właśnie dzięki intermedialnym twórcom wdzierała się ona (początkowo niejako drzwiami kuchennymi) na ściany galerii nie wydaję się być zbyt naciągane. Dla porządku tylko dodajmy: na owych ścianach w doskonałym samopoczuciu fotografia zainstalowała się już na dobre.
Wracając do publikacji posłużę się banalną uwagą – rzecz jest na tyle sprytnie napisana, że obydwie taktyki czytelnicze okażą się słuszne: do książki można zabrać się startując od pierwszej strony i poruszać się stopniowo w kierunku końca – czyli jak mawiają czytać ją (oglądać!!!) od dechy do dechy; albo też z powodzeniem skupić uwagę na poszczególnych rozdziałach, mieszając dowolnie ich kolejność, co może okazać się szalenie przyjazne osobom zajmującym się teorią sztuk wizualnych.
To nie wszystko, książka Brytyjki, choć krótka, konkretna i z pewnością nieprzyprawiająca czytelnika o uczucie niestrawnego nadmiaru po jej łatwym, przekonamy się, połknięciu - ma szanse ujawnić swą szczególną przydatność młodym adeptom sztuk plastycznych. Biorąc publikację na warsztat i posiłkując się Internetem w prosty sposób zorientują się oni w topografii już wypracowanych i funkcjonujących strategii artystycznych, co może zaoszczędzić niepotrzebnego trudu wyważania otwartych już drzwi. Jednym słowem dzięki Cotton do ręki początkującego fotografa dostarczone zostaje narzędzie nader pomocne w świadomym konstruowaniu własnej praktyki, a to oczywiście przekładałoby się wprost na następującą konstatację: biblioteki coraz liczniejszych szkół fotografii oraz uczelni artystycznych mogą bez obaw wciągnąć tę cenną publikację na listę najbliższych zakupów. Podkreślić jednak należy, że książka nie jest specjalnie tania (egzemplarz kosztuje bez mała 60 złotych).
Kończąc – kilka słów o autorce: Charlotte Cotton jest obecnie dyrektorem kreatywnym National Media Museum w Wielkiej Brytanii. Wcześniej piastowała stanowiska kuratora bądź dyrektora programowego instytucji skupionych wokół fotografii w kilku miejscach w krajach anglosaskich. Jest też autorką pewnej liczby publikacji poświęconych fotografii. Z takim zestawem podstawowych informacji możemy jako czytelnicy mieć wobec wydanej właśnie Fotografii jako sztuki współczesnej w zupełności pozytywne oczekiwania i przekonamy się natychmiast, że nawet w pobieżnym kontakcie zostanę one spełnione.
Fotografia jako sztuka współczesnej
Charlotte Cotton
Tłumaczenie: Piotr Nowakowski, Magdalena Buchta, Piotr Paliwoda
Wydawnictwo Universitas, Kraków 2010