Para żyje w Sarajewie, ona jest stewardessą, on kontrolerem lotów. Ich uczuciu brakuje jedynie dopełnienia w postaci dziecka, którego oboje bardzo pragną. Stabilna egzystencja zostaje zaburzona, kiedy Amar traci pracę z powodu picia na służbie. Pozornie wszystko wraca do normy, gdy po spotkaniu z przyjacielem z wojska dostaje od niego propozycję pracy. Problem w tym, że Bahrija (Ermin Bravo) jest wahabitą – ortodoksyjnym muzułmaninem, twardo trzymającym się zasad islamu. Amar nawraca się i zostaje członkiem grupy wahabitów, która żyje z dala od wielkiego miasta. Po jakimś czasie wraca, lecz relacje między nim a Luną są już nadszarpnięte. Kobieta z dystansem podchodzi do przemiany partnera, ale głębokie uczucie, którym go darzy, pozwala związkowi póki co przetrwać.

Na tym streszczenie wypadałoby zakończyć, bowiem finał przynosi niespodziankę. Jednak samo rozwiązanie akcji jest w gruncie rzeczy logiczną konsekwencją rozwoju wypadków. Film Žbanić, choć starannie zrealizowany, niesie pewien niedosyt. Na kilku poziomach zatrzymuje się jakby w pół drogi. Dowodem tego może być już sam początek, gdy głośna, nowoczesna muzyka, będąca niejako wyrazem postawy bohaterów – młodych i dynamicznych – zostaje nagle urwana, a czarny ekran jednym cięciem przechodzi do ujęcia Luny, która ogląda się w lustrze.
Jakkolwiek dynamizm ten pasuje do wizerunku bohaterki, nie do końca sprawdza się w przypadku Amara. Odtwarzający go Leon Lučev jest mało wyrazisty, a przede wszystkim niezbyt urodziwy i sporo starszy od swej partnerki. Trudno byłoby uwierzyć w siłę ich miłości, gdyby nie ciekawe pomysły inscenizacyjne (wspomniane sceny początkowe czy np. moment, gdy stęskniona Luna ogląda śpiącego Amara, którego nagrała na telefon komórkowy) i przekonująca gra Zrinki Cvitešić.

Dla mnie jednak główną wadą filmu było poprowadzenie wątku wojennej przeszłości Bałkanów. Nie można oczywiście zarzucić Žbanić, że przesadnie epatuje tragedią wojny. W poprzedniej Grbavicy (2006) mistrzowsko wygrała traumę głównej bohaterki, bez uciekania się do sztampowych retrospekcji. Także tutaj wojna obecna jest jakby podskórnie, reżyserka nie zamierza łatwo usprawiedliwiać bohaterów, pokazując ich wizje czy wspomnienia dramatycznych wydarzeń. Co w przemianie Amara przekonuje i budowane jest stopniowo poprzez nowe informacje (udział w wojnie, śmierć brata), nie jest dostatecznie wygrane w przypadku Luny. Kobieta zdaje się zupełnie odcięta od przeszłości, a pojawienie się tego wątku (śmierć rodziców, ucieczka z domu) nie jest należycie uzasadnione i nie wprowadza oczekiwanych konsekwencji. Luna powraca do domu, z którego musiała odejść. Wspomina rodzinną tragedię, lecz zamiast z nienawiścią, jaką kipią wahabici, ze zrozumieniem i swoistym wybaczeniem patrzy w oczy dziewczynki, która teraz mieszka w jej domu. Rozumiem, że Žbanić potraktowała to tylko jako wątek poboczny, skupiając się na relacjach między partnerami, mogła jednak dopracować ten element lub zupełnie się go pozbyć. To samo powinno spotkać ostatnie ujęcie. Być może zakończenie filmu na dramatycznych słowach „To ty wróć do mnie”, wypowiedzianych przez Lunę do Amara, tchnęłoby zbyt dużym patosem, jednak dopełnianie finału jeszcze jedną scenką wprowadza niepotrzebny zgrzyt. Ni to daje nadzieję na odnowienie uczucia, ni to wyraża pełną możliwości, otwartą przyszłość Luny. O jedną kropkę nad i za dużo.



Jej droga (Na putu)
scenariusz i reżyseria: Jasmila Zbanic
zdjęcia: Christine A. Maier
muzyka: Brano Jakubovic
grają: Mirjana Karanovic, Zrinka Cvitesic, Jasna Beri, Leon Lucev, Mirvad Kuric, Ermin Bravo, Sebastian Cavazza, Vanessa Glodjo, Nina Violic
kraj: Austria, Bośnia i Hercegowina, Niemcy
rok: 2010
czas: 100 min
premiera kino (Świat)18 lutego 2010 (Świat),10 września 2010 (Polska)


Iwo Sulka
– filmoznawca, rocznik ’85. Interesuje się kinem amerykańskim i europejskim. Filmowe gusta lekko konserwatywne, acz otwarte na nowe propozycje. Opublikował artykuł na temat Darrena Aronofsky’ego w trzecim tomie Mistrzów kina amerykańskiego, a także recenzje i inne teksty na łamach e-splotu oraz na blogu „Salaam Cinema!”