Jegor Taszewski, główny bohater książki, jest rosyjskim żołnierzem, oficerem Specnazu. Poznajemy go w czasie pobytu w Czeczenii, zmagającego się z wojenną codziennością. Słuchamy jego opowieści o życiu w wojennych warunkach: o niebezpiecznych starciach, o śmierci czyhającej na najmniejszy błąd żołnierza, o zmasakrowanych ciałach kolegów, którym się nie poszczęściło. W książce Prilepina przeczytamy także o kulisach wojny: o czeczeńskiej szkole, która zostaje dla potrzeb oddziału przekształcona w twierdzę i w „dom” z „jadalnią”, „kuchnią” i „sypialnią”, o podziale obowiązków, o drobiazgach takich jak posiłki, na których żołnierze skupiają swą uwagę, by nie myśleć o śmierci. Strach tłumią alkoholem i papierosowym dymem. Bardzo ważną częścią wojennego świata są koledzy, towarzysze broni, w trakcie akcji najbliżsi ludzie na ziemi. Żołnierze tworzą wspólnotę – są za siebie nawzajem odpowiedzialni. Do swojego dowódcy czują niemal synowską miłość, łączącą się z zaufaniem i posłuszeństwem. Z drugiej strony, jak się zdarza w najlepszych rodzinach, łatwo się denerwują, drobiazgi wyprowadzają ich z równowagi, są wobec siebie złośliwi, a czasem nawet agresywni.

Żołnierze żyją w przeświadczeniu, że tuż obok czai się śmierć.
Są na wojnie, na której żadna ze stron nie bierze jeńców. Obie strony prześcigają się w okrucieństwach i wymyślnych sposobach zadawania śmierci. Co istotne, bohaterowie Prilepina nie walczą w imię jakiejś ideologii, nie są patriotami, którzy idą do boju z hymnem na ustach. Nie ma tu mowy o fanatyzmie czy heroicznym poświęceniu. Żołnierze biorą udział w wojnie, bo tak się potoczył ich los. Nie zieją nienawiścią do Czeczeńców, walczą z nimi, bo ktoś postawił ich po drugiej stronie, tylko tyle. Brak wewnętrznego przekonania o słuszności wojny nie przeszkadza im w dobrym wykonywaniu swoich obowiązków. Nie jest też im niezbędny do tego, by z pasją zabijać przeciwników. Bo gdy zaczyna się walka, gdy słychać odgłosy wystrzałów, w młodych Rosjanach zaczyna wrzeć krew, budzą się w nich demony, które z patologiczną wręcz zawziętością mordują i niszczą.

Czytelnik zostaje poczęstowany sporą dawką brutalnych opowieści o okrucieństwach wojny. Prilepin nie szczędzi realistycznych, bardzo szczegółowych opisów krwawiących, rozszarpanych czy miażdżonych części ciała.  Język, którym posługuje się w celu opisania wojny, jest bardzo konkretny, ostry, dosadny, naszpikowany wulgaryzmami.

Obok tak wyglądającej narracji pojawiają się wspomnienia, które są lekarstwem na codzienność wojny, przypomnieniem, że istnieje jeszcze inny świat. W trudnych chwilach Jegor przywołuje obraz ukochanej lub wraca myślami do czasów dzieciństwa. Długie partie tekstu poświęcone są ojcu narratora, którego stracił w dzieciństwie, najlepszej przyjaciółce z dzieciństwa – suce Dezi, a przede wszystkim Daszy, ukochanej „dziewczynce”. Znamienne jest, że opowieści o tych cieplejszych stronach życia snute są zgoła innym, bardziej miękkim językiem, w którym wcześniej tak częste wulgaryzmy zastąpione są zdrobnieniami, a epatujące czytelnika brutalnością opisy rozerwanych kulami ciał lirycznym wspomnieniem ciała kobiecego.  

Nadszedł czas, by spytać, gdzie czytelnik znajdzie tytułowe patologie? Mogłoby się wydawać, że patologiczna jest sama wojna, że to narażenie na śmierć wzbudza w ludziach nienormalne odruchy, daje przyzwolenie na brutalne mordowanie, odcinanie kończyn jeńcom, prześladowanie cywili. Nic bardziej mylnego! Patologia jest czymś, czego Jegor doświadcza nawet w pokojowych warunkach. W pewnym momencie narrator przywołuje słowa Daszy: patologia zaczyna się tam, gdzie kończy się obojętność. Dowody tej tezy rozsiane są po całej książce.

Na wojnie patologicznie zaczyna się robić wtedy, kiedy żołnierzom bardzo zależy na przeżyciu, a co za tym idzie, by to „oni”, „Czicze” zginęli, a nie „my”. W normalnym życiu – gdy mocno się kogoś pokocha. Jegor staje się patologicznie zazdrosny o swoją Daszę, gdy dowiaduje się, ilu mężczyzn miała przed nim. Obsesyjnie stara się ustalić, z kim sypiała jego ukochana, nie potrafi się powstrzymać od wyobrażania jej sobie w ramionach innych. Podobna sytuacja miała miejsce, gdy w dzieciństwie zobaczył swoją sukę z innymi psami: był tak strasznie zazdrosny, że brutalnie ją pobił. Gdy w jego życiu pojawia się coś, na czym bardzo mu zależy, gdy wychodzi ze skorupy obojętności, gdy budzi się w nim namiętność – wtedy zaczyna się patologia. Taka reakcja nie jest bynajmniej czymś charakterystycznym jedynie dla głównego bohatera. Prilepin próbuje w swojej książce powiedzieć coś o naturze rodzaju ludzkiego, a podsumowaniem jego obserwacji są przywoływanie już przeze mnie słowa Daszy.

Powieść Prilepina wypełniona jest skrajnościami, czytelnik natknie się tu na miłość, czułość, pożądanie, a tuż obok spotka nienawiść, okrucieństwo, żądzę mordu. Książka gwarantuje mocne doznania i jeśli tylko ktoś takich właśnie oczekuje od literatury, na pewno się nie rozczaruje.


Patologie
Zachar Prilepin
Czarne, 2010