W ramach festiwalu w krakowskim Międzynarodowym Centrum Kultury zobaczyć można obszerną wystawę Marka Powera prezentującą fotografie, które w przeciwieństwie do prac innych zaproszonych Brytyjczyków, nie przywołują rozpoznanych motywów jakże chętnie rejestrowanych przez naszych licznych fotografujących rodaków zamieszkujących Wyspy.
Formuła festiwalu sprawia, że jego organizatorzy wystawą w MCK stawiają nas w obliczu pewnej, nazwijmy to, zamiany ról – oto rzadki przypadek by tematem była Polska, a solidnie podejmującym ten temat poddany Elżbiety II. Co więcej, wszystko to ma delikatny posmak wycieczki do świata uporządkowanego według zanegowanych od dawna schematów. Fotografie Powera są na tyle silne, by sytuacja mogła przypominać dziewiętnastowieczne eskapady Europejczyka z Zachodu po krajach Orientu. Natychmiast doprecyzujmy: w tym przypadku eskapady o proweniencji jednak niegroźnej, bo żonglującej jedynie materią obrazów i jednocześnie o tyle właśnie groźnej! W takim układzie rzeczy polskiemu odbiorcy pozostaje już tylko odegrać rolę (dla wielu być może niewdzięczną) mieszkańca tego tajemniczego, wymykającego się jednoznacznym ocenom miejsca, przyłapanego akurat na wyczekiwaniu jakiegoś kulturowego skolonizowania.
Wystawie będącej podsumowaniem kilkuletniej pracy, opatrzonej intrygującym tytułem Melodia dwóch pieśni, towarzyszy doskonale przygotowany dwujęzyczny album – skoro dwie pieśni, to i dwa języki. We wstępie Brytyjczyk mówi: wiem, że fotografia ma długą i niezbyt budującą historię uganiania się za egzotyką – dodając po chwili – w moim odczuciu Polska jest właśnie egzotycznym krajem.
Czego możemy spodziewać się w MCK? Otóż spotkamy się z doskonałej jakości powiększeniami, co jest prostym przełożeniem zdolności wielkoformatowej kamery, pozwalającej zarejestrować ogromną liczbę czytelnych szczegółów, a z taką właśnie Mark Power w asyście Konrada Pustoły (jednego z najważniejszych twórców młodej polskiej fotografii) przemierzał nasz kraj. Efekt końcowy, uzyskany dzięki piekielnie niszowej już dziś technologii, wiąże się tym samym z pewną dosadnością, ale nie nachalnością. Obserwowana przez obiektyw rzeczywistość traktowana jest tyleż subtelnie, co demokratycznie, przy czym nader istotne – uczciwie. Wszystko zatem, co zawiera powiększony do imponujących rozmiarów obraz, wydaje się być równoważne. Power nie próbuje czarować odbiorcy zawężoną głębią ostrości, nie organizuje wykwintnych planów i w zasadzie nie izoluje nawet tematu od tła z pretensjonalnie „artystycznym” zacięciem. Chciałoby się raczej powiedzieć: mamy do czynienia z czystą informacją, niepodlegającą żadnym zakłóceniom. I choć na dnie oka Anglika wyczujemy pewien – jakżeby inaczej! – chłód, przywołane przez niego obrazy, początkowo rozpoznane jako „zimnokrwiste”, szybko zdają się wymykać swej rejestracyjnej obiektywności.
Zaproszony do Krakowa, nie pierwszy już zresztą raz, Power coś przed nami odkrywa. Pozornie znamy to bardzo dobrze, w końcu wystawa, pokazując nasze przestrzenie pokazuje nas samych, jak mniemamy, doskonale samoświadomych. Ale fotografia jest dziedziną perfidnie zwodniczą, a oglądający potrafi bezwiednie wysuwać wobec niej szereg oczekiwań, których Mark Power zdaje się absolutnie nie brać pod uwagę. Wiele wyjaśnia tytuł wystawy. Owe Dwie pieśni…, jak wyjaśnia autor, wprost odnoszą się do polskiej rzeczywistości, której nie sposób dookreślić jednym zdaniem. Power twierdzi, że Polska to piękny kraj. Polska to brzydki kraj. Jego brzydota może być dojmująco piękna. Jego piękno, czy też widoki, które mogą nam się spodobać, potrafią być z gruntu nieestetyczne. Dlatego, jak sam przyznaje, nie potrafi wyśpiewać swej opowieści jedną melodią i wystawa potwierdza dobitnie ową ambiwalencję oglądu. I dlatego właśnie wycieczka do MCK nie należy do najłatwiejszych. Wręcz przeciwnie, uważam, że taki wybór organizatorów „Miesiąca”, poprzez bezpośrednie odniesienie do Polski w pewnym (lokalnym) sensie, definiuje Melodię… jako najbardziej wymagającą. W końcu od „obcego” moglibyśmy oczekiwać nieco kurtuazyjnego wysiłku i prezentu w postaci podkolorowanej widokówki – w końcu chęć, by oglądać się w przychylniejszym świetle jest zupełnie naturalna. Ale Marka Powera nie interesuje ani historyczna geneza zapuszczonej polskiej rzeczywistości, ani – twierdzę – rysująca się nieśmiało świetlana przyszłość, której pierwsze promyki miałyby nieśmiało wyzierać z kontekstu niektórych prac Brytyjczyka. Mark Power po prostu uczciwie ogląda Polskę początku XXI wieku, a my, stając przed prezentowanymi fotografiami, jedno możemy powiedzieć z całą pewnością: nie jest to najpiękniejsze miejsce na Ziemi. Nihil novi…
Brytyjczyk, jak podają materiały prasowe „Miesiąca”, jest dyplomowanym malarzem i fotografią zajął się przypadkowo. Trudno jednak uwierzyć, by przypadek stale towarzyszył jego twórczości, a członkostwo w agencji Magnum – która przez wielu postrzegana jest jako ta najbardziej prestiżowa na świecie – było jego dziełem. Dlatego zawieszenie głosu w tym miejscu byłoby niesprawiedliwie upraszczające. Fotografia od dawna gustuje w brzydocie i kolejna odsłona tego idiomu nie warta byłaby specjalnej uwagi.
W kontrapunkcie do pieśni o brzydocie naszego kraju Power nuci wysmakowaną pieśń o jego pięknie, z tym że piękno nie pokrywa się tutaj znaczeniowo z powszechnie rozumianym pojęciem czegoś estetycznego. Potwierdzi się to w czasie naszej wizyty w MCK, przy czym by wychwycić ten nieco zawoalowany zachwyt autora nad Polską, trzeba wykonać pewną pracę, która wyczyści zaproponowane przez Powera przedstawienia z przedmiotowości. Przedstawienia, podkreślmy raz jeszcze, budzące swą treścią jakieś niepokojące zaburzenia obrazu nas samych. Przerzucając swą uwagę na wymiar czysto plastyczny ze zdziwieniem odkryjemy w tych fotografiach jasną stronę wizualnej mocy miejsca, które zamieszkujemy i ujawni się nam Mark Power malarz – fotograf.
Pokaż mi jak mieszkasz, a powiem ci kim jesteś. „Polskim” fotografiom Powera udała się sztuka w najwyższym stopniu wyrafinowana. Autor nie tyle zdołał właśnie powiedzieć, jak mieszkamy, ale kim jesteśmy. Tylko „obcy” wyśpiewa ci tę prawdziwą pieśń z bezczelnie celną bezinteresownością.
Mark Power, Melodia dwóch pieśni
MCK, Kraków
Wystawa czynna do 27 czerwca 2010
foto: Warszawa, April 2005 © Mark Power/ Magnum Photos