Samotny mężczyzna dostał ode mnie najwyższą ocenę, czyli piątkę i z przyjemnością odkrywam, że nadal podtrzymuję tę notę.
George, grany przez Colina Firtha z powściągliwą elegancją, jest profesorem literatury na uniwersytecie w Los Angeles. Kiedy w wypadku ginie jego ukochany, Jim (Matthew Goode), z którym tworzyli szczęśliwy związek przez 16 lat, George nie może się po tym ciosie podnieść – postanawia popełnić samobójstwo. Wszystkie jego czynności i słowa mają charakter uroczysty i ostateczny, bo spodziewamy się, że wykonuje je po raz ostatni w życiu, żegnając się ze światem. Pistolet raz po raz pojawia się w rękach bohatera, ale wiecznie coś przeszkadza mu w pociągnięciu za spust – złe ułożenie poduszki pod głową, dzwoniący telefon, zobowiązania towarzyskie, przypadkowe osoby pukające w szybę auta. To niesamowite, ile zabawnych sytuacji można wysnuć z wahania na krawędzi śmierci, nie niwelując wcale napięcia, jakie rodzi ta sytuacja.
Można się obawiać, kiedy osoba „spoza branży” zabiera się za filmowe rzemiosło; za przykład służą inicjatywy Madonny. Ale komuś, kto profesjonalnie zajmuje się modą, a więc jest wyczulony na kolor i fakturę, bliżej chyba do świata kina niż popowej piosenkarce.
Historia George’a i Jima, opowiadając o związku homoseksualnym, jest uniwersalnym traktatem o szczerym, czystym i silniejszym od śmierci uczuciu. Orientacja seksualna bohatera nie ma większego znaczenia, choć George wygłasza do studentów przemowę o strachu jako przyczynie wyodrębniania mniejszości w społeczeństwie. Nad erotycznym aspektem tej miłości (tylko jedna, subtelna scena muśnięcia warg kochanków) góruje spokojne porozumienie, przejawiające się w rozmowach prowadzonych leniwie na kanapie albo na plaży. Tytułowy „single man” jest nie tyle samotnym mężczyzną, co pojedynczym człowiekiem – film Forda ilustruje wręcz mit o szczęśliwej istocie rozdzielonej na połowy przez zazdrosnych bogów. Postać przyjaciółki George’a, Charley (Julianne Moore), niespokojnie trzepoczącej się między zgodą na starość i samotność, a niemożliwym uczuciem do homoseksualisty, jest również przykładem człowieka obumierającego bez miłości, z tą różnicą, że George odnalazł swoją połówkę i utracił ją, a życie Charley to historia złych wyborów i niespełnienia.
Samotny mężczyzna rozgrywa się w przestrzeni zderzeń młodości i starości, życia i śmierci, miłości i opuszczenia. Reżyser z dramaturgicznym taktem i wizualnym gustem dotyka tematów ostatecznych, nie bojąc się przełamać powagi dowcipem i omijając pułapki stereotypu. Fantastycznie poprowadził aktorów, którzy (cała trójka!) zagrali jak w natchnionym transie, poruszając się wśród najwyższych emocjonalnych rejestrów, ani razu nie popadając przy tym w przesadę. Tom Ford nie skorzystał z taryfy ulgowej dla debiutantów.
Samotny mężczyzna (A Single Man)
Reżyseria: Tom Ford
Scenariusz (na podstawie powieści Christophera Isherwooda): Tom Ford, David Scearce zdjęcia: Eduard Grau
Muzyka: Abel Korzeniowski
obsada: Colin Firth, Julianne Moore, Matthew Goode
USA 2009
Artykuł ukazał się w 15. numerze Magazynu Krakowskich Filmoznawców 16 mm
09.06.2010 14:45 | Jagoda:
a mnie właśnie zakończenie zaskoczyło - w porównaniu z wzniosłością całego filmu było do bólu prozaiczne, takie... szare, trochę brutalne. jeśli myślimy o tym samym zdarzeniu - żeby nie zdradzać dosłownie :)