W sterylnej przestrzeni galerii zawisło kilkanaście obiektów-luster nieco w stylu retro, z których artystka zdrapała część odbijającej powierzchni, by następnie wkomponować w te miejsca swoje fotografie. W lustrach widać ją w różnych rolach społecznych (gospodyni domowa Wypierz nalać!, ksiądz Ty grzesz nieco rozgrzeszNie), ale też w codziennych, trywialnych zachowaniach jak dobór dodatków (Barwna a jednak ma troska) czy intymnych jak moment przed zaśnięciem (Przed snem liczyć rany barany). Część prac skierowanych jest do mężczyzny (Chciałam w tobie mieć oparcie, skrzywiłeś się).



Wdzięczność ironicznych tytułów-kalamburów, mozolność techniki, swojskość materiału i kameralny wymiar przedstawionych codziennych doświadczeń sprawiają, że publiczność odbiera te prace znakomicie. Na wernisażu usłyszałam rzadko spotykany w stosunku do sztuki współczesnej komplement, że „można by mieć to w domu”. Lustra nie budują w tym przypadku dystansu, nie służą wyglądaniu najładniej. Wkomponowane zdjęcia artystki nie mogą zniknąć jak normalne odbicie, są zatrzymane, jakby przyłapane na gorącym uczynku. I chyba szczerość pozy jest największym atutem tych prac.


Ulotka towarzysząca wystawie zawierała taki, gorączkowy fragment z Miłośnika wulkanów Susan Sontag: Sprawdzam, co istnieje w świecie. Co zostało. Co odrzucono. Co już nie jest w cenie. Co trzeba było poświęcić. Co, czyimś zdaniem może kogoś zainteresować. Ale to rupiecie. To tutaj, już zostało przebrane. Chociaż tam może być też coś wartościowego. Właściwie nie wartościowego. Ale coś, co ja chciałabym mieć. Co chciałabym ocalić. Coś, co do mnie przemawia. Do moich tęsknot. Przemawia do, przemawia o. Ach... To jedyny punkt, w którym pojawia się explicite rozemocjonowany ton ijednocześnie klucz do postawy artystki, która materii dla swoich dzieł, a poprzez nie także siebie, szuka wszędzie. Bo i lustra są znalezione, i fotografie, i myśli, o których nie do końca wiadomo, czy są nasze, czy zasłyszane, choć pewne, że ważne.


Wystawa często pozbawia prace artysty energii, umuzealnia je – w tym przypadku tak się jednak nie dzieje. Stając przed lustrzanymi obiektami, mamy okazję zajrzeć w świat (czy może w wyobraźnię) Pauliny Poczęty. To, co widzimy, okazuje się dowcipne, wdzięczne, żywe, niebanalne i ... własne.



Paulina Poczęta Ja jak to

Galeria przyTyCK
Tarnowskie Góry
8-30.03.2010