Mianem hard-boiled fiction określa się odmianę amerykańskiej powieści kryminalnej, rozgrywającej się w scenerii metropolii lat 30, 40 i 50-tych, w której kluczową rolę odgrywa „twardy” detektyw i archetypiczna kobieta fatalna. Główni pisarze tego gatunku to Raymond Chandler, Dashiell Hammett, Mickey Spillane, Ross Macdonald, James M. Cain. Zasadniczą różnicą między czarnym kryminałem Raymonda Chandlera i Mickey’a Spillane’a jest podejście ich bohaterów do stosowania przemocy. Chandlerowski Marlowe to cyniczny outsider, który raczej niż pięścią woli posługiwać się ciętym językiem. Natomiast Mike Hammer z Ja jestem sądem, o czym zaświadczyć może samo jego nazwisko, to gość bezwzględny i bezpardonowy. Postać macho i brutala ma swoje korzenie w amerykańskim komiksie, ale także silne podłoże socjologiczne: wojenna przeszłość Mike’a wskazuje na jego pokrewieństwo z weteranami wojennymi doświadczonymi przez okrucieństwo, wytrwałymi w nienawiści, stroniącymi od efemerycznych sentymentów.
Pierwsza powieść z cyklu Spillane’a opowiada o śledztwie, jakiego podejmuje się detektyw Hammer w związku z zamordowaniem swego dobrego przyjaciela z wojaczki – poprzysięga dopaść złoczyńcę i osobiście wyrównać z nim rachunki. Na najwyższym poziomie w jego hierarchii wartości stoi obowiązek spłacenia długu wdzięczności i lojalność wobec przyjaciela, który stracił na wojnie rękę, stając w jego obronie. Po drodze detektyw musi wchodzić w krwawe szranki z nieuczciwymi mężczyznami, ale nie brakuje też urodziwych, zepsutych, ponętnych kobiet-modliszek, które uparcie rzucają mu się w ramiona. Trup ściele się gęsto. Także mordercy nie ominie los, jaki na początku książki obiecuje mu Hammer.

Język Spillane’a w porównaniu z Chandlerowskim jest o wiele prostszy i dużo mniej erudycyjny, lecz nie brakuje w nim soczystych porównań i chwytliwych grepsów. Jednak gdy w kryminałach autora Żegnaj, laleczko odnalezienie sprawcy zbrodni było na drugim planie, u Spillane’a akcję napędza właśnie intryga kryminalna, co przejawia się w wyrazistym akcentowaniu faktów, rzucających nowe światło na sprawę. Jak zwykle w klasycznym czarnym kryminale, zdarzenia rozgrywają się na przestrzeni powojennego amerykańskiego miasta, gdzie w podejrzanych okolicznościach spotykają się naraz gangsterzy, prostytutki, femmes fatales, handlarze narkotyków, drobni malwersanci, policjanci i… prywatni detektywi.

Publikacja Ja jestem sądem Mickeya Spillane’a przez wydawnictwo EMG z jednej strony cieszy, a z drugiej nieco rozczarowuje. Doceniam podjęcie się wydania cyklu o Mike’u Hammerze w polskim tłumaczeniu, ale też żałuję, że następna książka wciąż czeka na wydanie – mimo zapewnień zamieszczonych na okładce. Zresztą jest coś okrutnego w tym, jak długo musiał czekać Mickey Spillane na polskich translatorów. Jego 13-książkowy cykl, rozpoczęty w 1947 roku powieścią I, the jury, kontynuowany był aż do roku 1996. Natomiast w Polsce pierwszy przekład opowieści o Mike’u Hammerze (autorstwa Tomasza Kunza i Marcina Barana) ukazuje się dopiero w 2008 r.: jest nim właśnie Ja jestem sądem. Spillane może i zostanie ocalony, ale w tym tempie nieprędko doczekamy się następnych części cyklu.

Tworząc postać detektywa o ortodoksyjnym stosunku do sprawiedliwości, posługującego się brutalnymi metodami działania, Mickey Spillane wywarł duży wpływ na całą kulturę popularną i utorował drogę masie innych bezwzględnych bohaterów literatury i filmu. Dziś pisarz, który 60 lat temu święcił triumfy jako autor bestsellerowego I, the jury, z kanonu czarnego kryminału wypierany jest przez bardziej intelektualne i mniej krwawe książki Raymonda Chandlera i Dashiella Hammetta. Mimo to lektura Ja jestem sądem jest przyjemnością, której nie należy sobie odmawiać i do której podejść należy z właściwym dla klasyki namaszczeniem.



Ja jestem sądem
Mickey Spillane
Wyd. EMG, Kraków 2008