Starcie tak wielu interesów oraz gwałtowna obecność dyskusji w prasie i sieci spowodowała, że zrezygnowano z rzetelności argumentów na rzecz trywializacji i ekstremizacji stanowisk przeciwników. W efekcie niepostrzeżenie stała się rzecz bardzo niebezpieczna – w morzu problemów zastępczych rozmył się rzeczywisty temat sporu.
Łatwo jest zirytować się formą wymiany zdań i z poczuciem moralnej wyższości obrażać na całą sprawę.
Choć ekologia jest zgrabną figurą retoryczną, jej użycie wprowadza kategorię przymusu, a tym samym zamyka drogę dyskusji o ignorowanych, mimo że równie istotnych, problemach. Dlatego decyzją o pozostawieniu Zakrzówka naturze nie powinno kierować utworzenie zespołu przyrodniczo-krajobrazowego lecz interes społeczny. Dopiero uznanie tego argumentu da nadzieję na ewolucję miejskiego myślenia przestrzennego. Obecny protest nie jest bowiem jednorazowym ekscesem, lecz próbą interwencji w konsekwentną strategię miasta – lekceważenie inwestycji w nową zieleń miejską i przyzwalanie na zalewanie betonem resztek tej już istniejącej. [Na scenę wychodzi urzędnik z toczącą pianę teczką i, jako bezwarunkowym kontrargumentem, oskarżeniem o bezrozumne blokowanie rozwoju] – jego prawo. Skoro jednak krakowianie coraz silniej łączą obecną prezydenturę z nieopanowaną, rabunkową, wyniszczającą przyrodę zabudową, może mądrzej wreszcie zastanowić się nad przyczynami takiego myślenia.
Całość artykułu na blogu Projektu Miejskiego