*W poszukiwaniu Wielkiej Stopy*
Czemu w ogóle zagrałeś w filmie? Dlatego, że najzwyczajniej w świecie, cytując cudowne polskie przysłowia, z kim się zadajesz, takim się stajesz albo kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one czy też kto pod kim dołki kopie, tam trzeci korzysta, czy jakoś tak. A studiując filmoznawstwo i przyjaźniąc się z osobami, których całe życie, podobnie zresztą jak Twoje, dosłownie i w przenośni się kręci, musisz czasem spróbować swoich sił przed i za kamerą. Poza tym jesteś członkiem "Butcher`s Films":http://www.bf.art.pl/index.php , jednej z najważniejszych grup filmowych tworzących kino niezależne w Polsce. Tylko jak to się stało, że zaczynając kręcić w liceum filmy, których najlepszym podsumowaniem są ich tytuły: Babcia i żul, W poszukiwaniu Wielkiej Stopy, Wakacje na dwóch półdupkach, Powrót Leśnego Dziadka czy Czterej pancerni i pies Odcinek 486392: Pieczeń, nagle jesteś profesjonalistą, którego dzieła zdobyły całe mnóstwo nagród na przeglądach kina niezależnego w Polsce i za granicą, są prezentowane w telewizji i pojawiają się rokrocznie na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. "Adam Uryniak":http://www.bf.art.pl/index.php?pid=grupa&id=3 , wysoki blondyn, który po sylwestrowym starciu z gentelmanami w ubiorze sportowym i wylądowaniu w szpitalu, stał się pasjonatem kravmagi powie, „bo interesuję się kinem od dziecka, obejrzałem 99 % klasyki, znam konkretne wzorce i potrafię je wykorzystywać i nimi manipulować”. "Przemek Filipowicz":http://www.bf.art.pl/index.php?pid=grupa&id=20 , charakterystyczny szatyn z błyskiem w oku, którego każdy kolejny projekt okazuje się większym sukcesem niż wcześniejszy i którego z łatwością można określić mianem skazanego na sukces, odrzeknie: „dzięki ciężkiej pracy i ciągłemu doskonaleniu warsztatu”. A "Filip Rudnicki":http://www.bf.art.pl/index.php?pid=grupa&id=2, brunet, ostatnio mocno w typie Serpico, którego iskrę bożą dostrzegł ostatnio mistrz mistrzów, Andrzej Wajda, przyjmując go do swojej, także Mistrzowskiej, Szkoły Reżyserii Filmowej, odpowie krótko, „bo jestem zajebisty”.
*„Śmiechu warte”?*
Tymczasem pod koniec 2000 roku tylko skrajni optymiści mogli zakładać, że ta założona w Pszczynie niezależna grupa filmowa osiągnie jakikolwiek sukces. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jej pierwsze „dokonania” (tytuły wymienione wcześniej), stanowiące raczej spontaniczne zrywy niż dokładnie przemyślane produkcje. Poziomem realizacji i warsztatową zręcznością przypominały kręcone domową kamerą filmiki ze „Śmiechu warte”. Dopiero z chwilą rozpoczęcia studiów, czyli około roku 2003 w działalności grupy nastąpił przełom.
Z ogromnym sentymentem wspominają jednak swoje pierwsze doświadczenia filmowe, które nazywają „wygłupami z kamerą”, i to, w jaki sposób zainteresowali się kinem. Ich stanowisko jest w tej kwestii bardzo podobne, a najlepiej podsumowuje je wypowiedź Rudnickiego: „Kino fascynowało mnie praktycznie od zawsze. Interesował mnie fakt, że łączy w sobie wiele dziedzin sztuki – literaturę, malarstwo, muzykę, ale także posiada własną specyfikę i swoiste środki wyrazu. Dawniej oglądałem co popadnie, korzystając z pokaźnych zbiorów filmowego badziewia, które dostać można było w osiedlowej wypożyczalni wideo. W tamtych czasach lubiłem kino wystawne, efekciarskie, najczęściej science fiction. Z czasem przekonałem się też do filmów kameralnych, które akcentowały raczej przeżycia bohaterów, a nie jedynie rozbryzgujące się mózgi kosmicznych robali”. Wszyscy startowali mniej więcej w tym samym momencie, co w dużej mierze wynika z faktu, że w latach dziewięćdziesiątych nastąpił boom na tani amatorski sprzęt wideo, do którego dostęp mógł mieć praktycznie każdy. Nie każdy jednak wychodził poza zwykłe rejestrowanie imienin cioci i wakacyjnych wyjazdów nad morze. Ich bardziej interesowała właśnie kreacja oraz tworzenie filmowej diegezy.
*Inspiracje*
Wiadomo, że w procesie tworzenia nieodłącznym elementem jest wena. Skąd zatem oni czerpią natchnienie i jakie są ich ulubione tematy, stanowiące kanwę scenariuszy filmów?
- Filipowicz: „Moje ulubione tematy to te, które najbardziej oddziaływają na emocje. Przy realizacji filmu nie zastanawiam się czy aktualnie przygotowywany projekt mieści się w zakresie tematycznym poprzednich filmów – jest dobry pomysł, jest film. Tak się akurat złożyło, że większość moich obrazów w jakimś stopniu dotyczyła relacji damsko-męskich. Ale nie ma się co oszukiwać, połowa wszystkich filmów porusza tę kwestię. Co mnie inspiruje? Wszystko. Książki, muzyka, inne filmy, świat za oknem. Obserwuję i chwytam się najciekawszych rzeczy”.
- Rudnicki: „Inspirację można znaleźć praktycznie wszędzie. Ważne jednak, by mieć oczy szeroko otwarte i umiejętność wyłapywania z rzeczywistości tematów, które mogą w przyszłości zaowocować w postaci filmu. Zasłyszane na ulicy historie, spotkania z niebanalnymi ludźmi, artykuł w gazecie, własne przeżycia – to wszystko jest wielką skarbnicą pomysłów. Trzeba lubić ludzi, bo ich historie są o niebo ciekawsze niż najbardziej wykoncypowany chwyt scenariuszowy”.
Dla wszystkich twórców ważna jest indywidualność ich filmów, autorski sznyt, którym znaczą swoje obrazy. Co wyróżnia utwory Butcher`s`ów spośród innych produkcji offowych?
- Rudnicki: „Bardzo trudno samemu analizować swoją twórczość, dlatego posłużę się określeniem Adama Uryniaka, który nazwał kiedyś klimat moich filmów ‘sierpniowym popołudniem’. Mimo że od tego czasu minęło kilka lat, ta teoria wciąż się sprawdza. ‘Sierpniowe popołudnie’ oddaje atmosferę sielanki, nieśpiesznie prowadzonej narracji, w którą wkrada się jakieś dramatyczne wydarzenie i wystawia bohatera na próbę. Wymyślając historię, staram się znaleźć takie wydarzenia, które sprawdzają nas jakimi jesteśmy ludźmi. Potrząsam pudełkiem z puzzlami i sprawdzam, czy bohater potrafi je z powrotem ułożyć. Robię burzę w szklance wody i obserwuję jak zmącona woda opada”.
*Sława*
Jednymi z najprzyjemniejszych momentów w pracy filmowca są te, gdy odbiera się nagrody za swoje dzieła oraz gdy ogląda się je na festiwalach pośród innych utworów, a także, gdy prezentują je w telewizji, dzięki czemu ich twórca ma szanse dotrzeć ze swoim przesłaniem do tysięcy odbiorców. Co młodzi reżyserzy z Butcher`s Films o tym myślą?
- Filipowicz: „To rzeczywiście bardzo przyjemne uczucie. Towarzyszy mu jakieś takie wewnętrzne utwierdzenie w tym, że to, co robisz może się podobać, że dla kogoś (oprócz ciebie) może to coś znaczyć”.
- Uryniak: „Publicznym pokazom zawsze towarzyszy wiele uczuć i emocji. Niepewność, strach, ale także radość i duma. Masz świadomość, że wystawiasz na publiczną ocenę rezultat wielu miesięcy ciężkiej pracy twojej i twoich współpracowników i cały ten wysiłek przestanie się liczyć w momencie, gdy publiczności nie spodoba się to, co zobaczy. Wtedy to wszystko zostanie sprowadzone do kilku słów – ‘dno’, ‘nędza’ i innych, często niecenzuralnych. Ale gdy film zostanie dobrze przyjęty, człowiek czuje olbrzymią satysfakcję. Ciężko o przyjemniejszy widok niż sala pełna widzów, którzy przyjmują twój film tak, jak to sobie wymarzyłeś. A gdy potem rozlegają się brawa, to jest to już pełnia szczęścia”.
*Profesjonaliści*
Każdy reżyser w kinie niezależnym marzy, żeby trafić kiedyś do mainstreamu, czyli głównego nurtu. Wiąże się to ze znacznie większymi możliwościami technicznymi, realizacyjnymi i przede wszystkim finansowymi. Poza tym w ten sposób można dotrzeć do o wiele większej ilości widzów, a to podstawowy cel każdego twórcy, niezależnie od dziedziny, w jakiej się realizuje.
- Filipowicz: „Bardzo bym chciał nakręcić offowy film, którego sukces wpłynie na to, że pojawi się on w regularnej dystrybucji filmowej. Dzięki temu swój następny film zrealizowałbym już w mainstreamie.”
- Uryniak: „Obecnie pojawiło się kilka możliwości pokazania filmów w kinach w normalnym obiegu czy też wydania ich na dvd. Na razie staram się jednak kręcić jak najlepsze filmy i zainteresować nimi potencjalnych producentów i dystrybutorów”.
- I jeszcze raz Filipowicz: „Moim marzeniem jest kręcić filmy. Po prostu. Żeby mi to wciąż sprawiało ogromną frajdę i satysfakcję. Jeśli jeszcze będę się w stanie z tego utrzymywać, to będzie naprawdę świetnie”.
I na koniec kwestia fundamentalna. Czy dzięki tym kilku latom reżyserskich doświadczeń, zaliczonym festiwalom, zdobytym nagrodom, znacznej poprawie zaplecza technicznego i wreszcie filmoznawczego wykształcenia, reżyserzy z Butcher`s Films przestali być amatorami spod znaku „Wakacji na dwóch półdupkach” i stali się w pełni tego słowa znaczeniu profesjonalistami?
- Rudnicki: „Nie wydaje mi się, żebym był już profesjonalistą – to (niestety) weryfikuje rynek, na którym trzeba poszukać miejsca dla siebie. W obrębie kina niezależnego z pewnością jesteśmy grupą, która prezentuje poziom niezły, profesjonalny jak na możliwości, którymi dysponujemy. Ja wciąż się uczę i z filmu na film zdobywam nowe doświadczenie, nieraz popełniając błędy i potykając się. Dobry filmowiec powinien być przede wszystkim dobrym rzemieślnikiem, powinien umieć opowiedzieć każdą historię i tutaj, moim zdaniem, leży granica pomiędzy profesjonalizmem i amatorką. Dopiero wówczas, gdy warsztat jest sprawny, można myśleć o w pełni autorskim podejściu do kina. Autorskość bowiem, to nie tylko domena profesjonalistów. Paradoksalnie, to właśnie w tym osobistym pierwiastku tkwi największa siła amatorów – wiadomo, że nie zaskoczą widza fajerwerkami technicznymi i ‘gładką’ formą, ale zawsze mogą nadrobić oryginalnym i świeżym spojrzeniem na jakiś temat. Dlatego właśnie off nie powinien naśladować Quentinów Tarantino, tylko szukać własnej drogi, bo przecież offowców nic nie ogranicza. Producent nie powie im, żeby wycięli jakąś scenę lub żeby w głównej roli obsadzili siostrzenicę kolegi, prezesa Universal Pictures.
Uryniak: „Nie wiem czy jestem profesjonalistą, nie mam wykształcenia filmowego i żaden z moich filmów nie trafił do szerokiej dystrybucji. Nie mogę więc wskazać momentu, kiedy nastąpił przełom z amatora w zawodowca (jeśli w ogóle nastąpił). Pamiętam za to, kiedy pomyślałem, że chciałbym się tym wszystkim zająć na poważnie. To było podczas naszych pokazów w rzeszowskim WDK-u i później w krakowskim Multikinie, gdy na sali siedziała cała masa ludzi, chcących oglądać nasze filmy i przyjść na spotkanie z nami po projekcji. Filmowym zawodowcem człowiek staje się chyba wtedy, gdy bieganie z kamerą po lesie staje się dla niego czymś bardzo poważnym, a nie tylko formą spędzania czasu.
- Filipowicz: „Ja nie jestem profesjonalistą. Nie mam żadnego wykształcenia filmowego, moje filmy powstają praktycznie bez budżetu. Profesjonalnie to staram się podchodzić do kręcenia filmu. A na czym to polega? Na tym, że wkładam serce w to, co robię i staram się swoim entuzjazmem zarazić innych”.
Jak widać, Butcher`si unikają terminów profesjonalista i zawodowiec. Ale czy nie mają w tym racji? Bo tak naprawdę, jakie znaczenie mają ukute terminy? Wszak od zawsze wiadomo, że lepiej być w pełni poświęcającym się swojej pasji amatorem niż znużonym codzienną harówą zawodowcem.
----
Foto: "Jakub Pierzchała":http://www.jakubpierzchala.com/pl/home