Mikołaj Bazyli Potocki (tytułowy starosta, grany przez Zbigniewa Rucińskiego) z godnością nakłada kontusz, przepasuje się ozdobnym pasem, całuje szablę. Na modnie wygoloną głowę zakłada futrzaną czapkę, na całość narzuca ciężki futrzany płaszcz. Sarmata pełną gębą. Osiemnastowieczny ukraiński władyka znany był, jak Rzeczpospolita Obojga Narodów długa i szeroka, jako hulaka, rozpustnik, awanturnik i dewota, a także posiadacz ciężkiej ręki i hojnego gestu. Prowadzeni przez młodą reżyserkę, będziemy próbowali zajrzeć w tę pełną sprzeczności sarmacką duszę i być może zobaczyć w niej jak w inkubatorze dobrze nam znane, bo nasze własne – narodowe cechy.

Niewielka nowa scena Teatru Starego została dodatkowo pomniejszona ciekawą ale niefunkcjonalną scenografią Łukasza Błażejewskiego. Przestrzeń ograniczoną niskim sufitem zamykają dwie wyłożone drewnem ściany, ostro zwężające się ku głębi sceny.
Całości dopełniają drewniana ława i skrzynia, przyjmujące na siebie kolejne funkcje. W tej umownej przestrzeni dziwnie funkcjonują pieczołowicie odtworzone szlacheckie stroje aktorów. Tym bardziej, że postaci też zostają potraktowane umownie – większość z aktorów wciela się kolejno w kilku różnych bohaterów, odtwarzając raczej typy niż konkretne postaci.

W brawurowym tempie rozgrywa się kilka sytuacji z życia krewkiego szlachcica. Zuchwała kradzież świętego obrazu z Rzymu, parę pościgów, zajazdów na sąsiedzkie dobra, pakty udzielnych władyków, kłótnie z dziewkami i obowiązkowe leżenie krzyżem. Na scenie prezentuje się różnorodność etniczna i stanowa przedrozbiorowej Polski: Żydzi, Kozacy, Ukraińcy, ubogie szlachcianki i wielcy panowie.

Spektakl rozgrywa się głównie w przestrzeni słowa - aktorzy referują widzom akcję, zamiast ją odgrywać. Scenariusz zręcznie skonstruowano na podstawie tekstów Józefa Ignacego Kraszewskiego, Michała Grabowskiego i Henryka Rzewuskiego. Wyczyszczone kwestie przyswaja się łatwo i przyjemnie, z rozbawieniem tylko wysłuchujemy długiego listu miłosnego w staropolszczyźnie, podejrzewając, że napisano go w jakimś obcym języku.

Niestety, poza ciekawymi i nieźle zagranymi scenkami - skeczami w spektaklu brak głębszej refleksji. Nie podejmuje dyskusji o sarmatyzmie, jego dzisiejszej percepcji, czy narodowych cechach Polaków. Nie porusza też emocji widzów. Maria Spiss pokazuje zręczność reżyserską, ale jej analiza Polaka – Sarmaty zatrzymuje się na wymyślnych strojach, gestach i kwiecistych słowach, pokazanych w zabawnych etiudach. Dobrze bawimy się oglądając te powierzchowne rodzajowe obrazki. Dobrze bawią się też aktorzy, może poza Grzegorzem Grabowskim, który jako trzy różne wcielenia popychadła starosty ciągle obija się o elementy scenografii. Wychodząc z teatru zadaję sobie jednak pytanie, czy rzeczywiście o to w spektaklu i w projekcie re-wizje sarmatyzm chodziło…



Starosta Kaniowski -  montaż tekstów sarmackich
Teatr Stary w Krakowie
scenariusz: Maria Spiss i Szymon Wróblewski
reżyseria: Maria Spiss
scenografia: Łukasz Błażejewski
występują: Iwona Budner, Natalia Kalita (PWST), Aleksander Fabisiak, Grzegorz Grabowski, Zygmunt Józefczak, Ryszard Łukowski, Zbigniew Ruciński
premiera: marzec 2009



foto: archiwum teatru