Cockring to prawdziwy niezbędnik impotenta. Ale nie tylko. To się przecież każdemu może zdarzyć...
Uwaga! Książka nie jest przeznaczona dla dzieci i bardzo wrażliwych mężczyzn.
Maciek Miller – absolwent Liceum Batorego i Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego: zodiakalna Waga: w wolnych chwilach podróżnik i pisarz (Pozytywni, Zakręt hipokampa). Mieszka - w zależności od pory roku - w Warszawie, Bangkoku lub na Ibizie. Zawsze tam, gdzie ciepło.
Cockring
Maciej Miller
ha!art 2009
fragment
–Hej chłopaki! W górę ptaki! – zawołał tubalnym głosem Olgierd i zajął swoje łóżko na końcu szpitalnej salki. – Jeśli to kolegom nie przeszkadza, to będę dziś spać pod oknem. Może wypatrzę jakiegoś przystojniaka. – Z niewielkiego plecaka wyciągnął pudełko ptasiego mleczka i opasły tom Przygód Tomka Sawyera.
–Cóż za wyrafinowana lektura – zakpił Kurek, wyjmując z teczki najnowszą powieść Vargasa Llosy przysłaną przedwczoraj z wydawnictwa.
–Mam jeszcze Koziołka Matołka i Klub Koryncki. Pożyczyć?
–A ja muszę rozliczyć zaległe PIT-y – księgowy Aleksander wybrał łóżko stojące pomiędzy nimi i śmiesznie mrużąc oczy, pochylił się nad papierami. – Ufam, że to nie wpłynie na skuteczność plastrów.
–Zastanawiam się… – Konrad odłożył książkę i usiadł, patrząc przenikliwie na Babalu przez swoje okulary „tylko do czytania”.
–A jakie to ma znaczenie, w rzeczy samej? – Olgierd spojrzał na niego znad Tomka Sawyera.
–Takie, że mężczyzna po czterdziestce nie powinien się zachowywać jak przedszkolak! Z chwilą poderwania tyłka z nocnika każdy z nas otrzymał prawo do sikania na stojąco. A to, drogi panie, za przeproszeniem, Babalu, do czegoś zobowiązuje.
–A niby dlaczego, jeśli łaska? Może jestem klasycznym przykładem syndromu Piotrusia Pana.
–To się pewnie jakoś leczy – Konrad wrócił do przerwanej lektury. – Albo przynajmniej izoluje.
–Nikt nie jest doskonały – teraz Olgierd odłożył książkę i usiadł na łóżku. – Ja być może jestem dziecinny, a panu wysiadł zapłon i dlatego wszystkich się pan nieustannie czepia. Wyobrażam sobie, jak nieumiarkowanie upierdliwy jest pan w codziennej egzystencji. Wyrazy współczucia dla rodziny.
–Panu też, o ile się nie mylę, nie staje zbyt często! – twarz Konrada przybrała barwę sera brie z zeszłorocznej dostawy.
–Przez was pomyliłem się w dodawaniu – powiedział Aleksander z wymówką w głosie. – Dajcie spokój, przecież to nie ma sensu.
–Przepraszam, panie Aleksandrze – powiedział pojednawczo Babalu, ściszając glos. – Prawdopodobnie plaster zaczął działać i naszemu współtowarzyszowi niedoli wzrósł poziom hormonów agresji.
–Nic z tych rzeczy. Ja po prostu jestem osobą asertywną i mam zwyczaj mówić, co mi się nie podoba. Wiem, że nie jest to postawa zbyt popularna w tym kraju. Większość ludzi kładzie uszy po sobie, udaje grzecznych, zadowolonych. A ja walę prosto z mostu. I tyle.
–Tylko tyle? W tym kraju? – zadrwił mecenas. – To niech pan po prostu wygarnie, kawa na ławę, co pan ma do mnie, i wrócimy spokojnie do lektury albo pójdziemy spać.
–Proszę bardzo – Konrad odłożył książkę i zdjął okulary „tylko do czytania”. – Po pierwsze, nie lubię ludzi, którzy nie mają rodzin i nieodpowiedzialnie fruwają z kwiatka na kwiatek. Tak nasz świat jest urządzony, szanowny panie Rawski, że wszyscy powinni zakładać rodziny, wychowywać dzieci, pracować. Taka jest logika współczesnego życia społecznego, a pan żyje wbrew tej logice i jeszcze się tym szczyci.
–Jasna sprawa – kiwnął głową Olgierd. – Zróbmy trochę dzieci, bo w Irlandii brakuje rąk do pracy. Załóżmy rodzinę, bo wtedy sąsiedzi poczują, że nie tylko oni wdepnęli w gówno. Coś jeszcze?
–Po drugie, nie lubię ludzi, którzy afiszują się ze swoją odmiennością. Nie, nie zarzuci mi pan, że jestem homofobem, ale uważam, że nie ma powodów, by się z tym obnosić, chwalić, szczycić… Te wasze prajdy, parady…
–Zgoda, otwieramy getto dla gejów i lesbijek. Proponuję dystrykt Jasna–Bracka–Nowy Świat. Co dalej?
–Po trzecie wreszcie, nie lubię mężczyzn, którzy unikają odpowiedzialności za…
–Za świat? Szanowny panie, świat sobie świetnie radzi bez mojej i pana odpowiedzialności. A co do pozostałych rzeczy… W porządku, ma pan prawo tak uważać, choć zastanawiam się, z czego wynika ta zadziwiająca potrzeba wsadzania nosa pod cudze prześcieradło…
–Drogi panie! Panoszycie się jak szarańcza. Banda lekkoduchów o mydlanych spojrzeniach i miękkich nadgarstkach, noszących koszulki polo ze stojącym kołnierzykiem i trwoniących czas na pedalskich orgiach w darkroomie. Zajęlibyście się czymś pożytecznym.
–A pan wolałby, żebyśmy zbyt często nie wychodzili z mieszkań, czytali w osamotnieniu wartościowe książki i raz na kwartał wpadali na niedoceniane wieczorki autorskie i wernisaże? Zapewniam, że w darkroomach też bywa niezły wernisaż. Może mi pan wierzyć.
–Darmozjad!
–Kryptogej! A co pan o tym sądzi, panie Aleksandrze??–?zwrócił się nagle do księgowego.
Puchała spojrzał na nich znad sterty papierów nieco zaskoczony i wzruszył ramionami.
–Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem – powiedział z niezwykle poważną miną księgowy, po czym parsknął śmiechem. – Moja Anielcia zawsze tak mówi, kiedy przeszkadzam jej w oglądaniu M jak miłość. A poważnie: niech rzuci kamieniem, kto jest bez winy, mówi Pismo. I nie jest to bynajmniej „Super Express” – dodał, poprawiając okulary. – A ja święty z pewnością nie jestem, więc wracam do rachunków moich klientów.
–Ulżyło panu? – Babalu ostentacyjnie podciągnął kołdrę i wrócił do lektury Tomka Sawyera.
Kurek nie odpowiedział. Był zły na siebie, że dał się sprowokować temu palantowi, a małomiasteczkowy rachmistrz najwyraźniej trzymał z warszawiakiem.
Pieski świat! Wszędzie tylko kobiety, geje i prowincja!