Osama to człowiek rozpięty pomiędzy dwoma światami. Płynie w nim krew hakawatich, mistrzów opowieści, tych, którzy swoimi słowami potrafią skraść duszę słuchacza. Przy tym jest zwykłym informatykiem z Los Angeles, lubiącym zachodni styl życia. Momentami sprawia wrażenie wykorzenionego z rodzimej tradycji, ale ciągle czuje z nią silny związek. Przede wszystkim z powodu rodziny: czarującej matki, pragmatycznego ojca, całego zastępu wuj i ciotek, pogrążonego w fantazjach dziadka – hakawatiego.
To dobra książka. To kiepska książka. Mój stosunek do tej powieści jest równie zawiły jak jej fabuła. W trakcie lektury były momenty, gdy działała na mnie doprawdy oszałamiająco. Wtapiałam się w barwny świat, spostrzegałam, że pomału przejmuję jego logikę, jestem gdzie indziej i jestem kim innym. Problem pojawił się, gdy głos autora zamilkł. Cóż w tym dziwnego, przecież każda książka musi mieć ostatnią stronę. Są jednak takie, które zaczynają żyć w czytelniku właśnie od ostatniej. Dręczą go, nie pozwalają pogrążyć się w bezmyślnym marazmie, prowokują do snucia własnej opowieści, zamiast wymagać od niego, by zastygł w bydlęcym zachwycie. Śmiem twierdzić, że tej powieści to się nie udaje. Możliwe, że źle stawiam problem. Może w przypadku dzieła Alameddine’a nie należy żywić tego typu oczekiwań? Jeżeli się zgodzić, że _Hakawati_ ma przede wszystkim pomóc oderwać się od momentami mało baśniowej codzienności i rozbawić czytelnika, to muszę powiedzieć, że to świetna książka. Fascynuje swoim „barokowym” charakterem, jeśli wolno mi tak to ująć. Cała jest wielokolorowym kłębiskiem ludzkich historii, nieprzeniknionym gąszczem zdarzeń i postaci o oryginalnych osobowościach. Z tego punktu widzenia warto poświęcić jej te kilka chwil przed zaśnięciem. Na pewno będzie także dobrym towarzyszem w monotonnej podróży (książka spora, więc starczy na czas pokonywania wielu kilometrów). Dlaczego? Przykuwa uwagę na kilku płaszczyznach. Niezwykle interesujące dla europejskiego czytelnika jest zetknięcie się w czasie lektury z inną mentalnością i sposobem widzenia świata. Opisy Bejrutu oraz ludzi w nim mieszkających, panujących stosunków społecznych, form spędzania czasu i sposobów budowania wspólnoty zaspokoją, przynajmniej w pewnym stopniu, ciekawość czytelników zainteresowanych libańską mieszanką kulturową. Ponadto niezaprzeczalne poczucie humoru autora sprawi, że spotkanie z _Hakawatim_ będzie prawdziwą przyjemnością. I tyle. Ale zaraz, zaraz – wyrywa się właśnie entuzjaście dzieła Alameddine’a – czyż historia Osamy nie jest poruszająca? Czy to nie jest przypadkiem ten wątek, który wdziera się do wnętrza czytelnika i nie pozwala o sobie zbyt szybko zapomnieć? Dla mnie – drogi entuzjasto – był to najsłabszy punkt, a na jego słabość wpłynęło przede wszystkim zakończenie – tego jednak nie zdradzę, by nie dopuścić się grzechu głównego recenzenta. Powiem tylko, że przez nie została przekreślona w pewnym stopniu (byłoby niesprawiedliwością powiedzieć, że całkowicie) bujność i różnorodność tej historii. Ostatnia strona niepotrzebnie domknęła wątek, jak go wcześniej nazwałam, realistyczny.
A tak poza tym świetna książka, mili Państwo, świetna książka.
_Hakawati, mistrz opowieści_ (_The Hakawati_)
Rabih Alameddine
Tłumaczenie: Mateusz Borowski, Anna Gralak, Maria Makuch
Znak, 2009
« powrót