_Orchidea_ autorstwa Gai Grzegorzewskiej, Marcina Świetlickiego i Irka Grina nastręcza trudności w ocenie z kilku powodów. Po pierwsze, powieść ta napisana została nie przez jednego, nawet nie przez dwóch, a przez trzech uznanych autorów kryminałów. Mamy zatem do czynienia z „kryminałem zbiorowym”, w którym trzy siły pisarskie łączą się w jeden żywioł. Dosłownie. Po drugie, pod względem gatunkowym jest to powieść kryminalna, pisana z przymrużeniem oka – bardziej niż na wątkach morderstwa skupia się na eksponowaniu niespożytego poczucia humoru i nieokiełznanej erudycji autorów. Po trzecie, jest to utwór książkowo-internetowy: zwroty do czytelnika przeplatają się ze zwrotami do internautów, co w literaturze jest rzeczą nieczęstą. Po czwarte – znajdziemy w _Orchidei_ mnóstwo parafraz i kryptocytatów muzycznych, literackich i licznych odniesień kulturowych. Powieść ta to pastisz nie tylko kryminału, ale w ogóle literatury poważnie traktującej samą siebie. Anegdotki, grepsy, wulgaryzmy i kolokwializmy stanowią dominantę stylistyczną _Orchidei_. I po piąte – w _Orchidei_ fikcja przeplata się z rzeczywistością pisania realnej książki. Autorzy przywołują wiele prawdziwych postaci ze świata literatury, kultury i czynią z nich bohaterów literackich. Niekoniecznie poważnych, najczęściej sparodiowanych. Jest zatem _Orchidea_ w dużym stopniu książką środowiskową. I tu wracam do punktu wyjścia: autorów jest trzech, a każdy jest inny. Spotykają się co tydzień w knajpie, żeby napisać fragment. Czasami ktoś dołączy do załogi, coś doda, podrzuci, zasugeruje lub przypomni jakąś historię z kimś związaną.
Wiele głów – książka jedna, a do tego kryminalna „inaczej”.


Gaja Grzegorzewska, Marcin Świetlicki i Irek Grin zaczęli pisać _Orchideę_ na zlecenie portalu internetowego. W sieci opublikowano 24 odcinki powieści, po czym autorzy postanowili na własną rękę dopisać resztę. Cezurę między etapem „internetowym” i „książkowym” wyczuć nietrudno – kiedy kończy się część internetowa, zaczyna się… słowny _freestyle_. Odnosi się wrażenie, że pisanie tej powieści było dla trojga autorów przygodą i przyjemnością. Wciąż zwodzony czytelnik, oczekujący owocnego śledztwa, mamiony żarcikami, dociera do punktu, w którym powieść się kończy, a jasne rozwiązanie zagadki nie zostaje mu dane. Co więcej, nawet mu na tym mocnym zakończeniu nie zależy, bo akcja była wartka i działo się, oj, działo. O wywołanie tego efektu zapewne chodziło autorom, co ich wielbiciele na pewno przyjmą z uciechą, lecz jako całość _Orchidea_ to dzieło tak specyficzne, że budzi ambiwalentne odczucia. Gdyby fikcyjne postaci nie musiały tak często napotykać rzeczywistych znajomych autorów, czytelnik miałby większą świadomość, że jest to książka napisana dla niego. A tak dostajemy coś w rodzaju kryminalnego blogo-pamiętnika trzech autorów. Jeden z nich, ten popularniejszy, bardziej poczytny, swoim nazwiskiem na okładce jest w stanie przyciągnąć nowych czytelników Grzegorzewskiej i Grina, co jest dość udanym zagraniem marketingowym. Jednak zabiegi autopromocyjne można _Orchidei_ wybaczyć, ponieważ bohaterowie wykreowani przez Grina i Grzegorzewską – oryginalni i barwni – bronią się sami. Ukazani są w sytuacjach groteskowych, niecodziennych i co najważniejsze – naprawdę zabawnych, jak na pastisz przystało. Dziarska Julia Dobrowolska (_Żniwiarz_ i _Noc z czwartku na niedzielę_ Grzegorzewskiej) i Józef Maria Dyduch (z powieści _Pan Szatan_ oraz _Bezpański pies_ Grina) tworzą ciekawy duet, któremu pikanterii dodaje nagła fascynacja byłego zakonnika młodą detektywką. Szczególnie intrygująca jest wspólna tym dwóm postaciom wrażliwość na punkcie markowej odzieży. Mistrz ("_Jedenaście_, _Dwanaście_":http://splot.art.pl/e-splot/14/nie-potrzebujemy-takich-prostych-zakonczen-jedenascie-swietlicki, i "_Trzynaście_":http://splot.art.pl/2/jarzebiak-kobiece-perfumy-i-trup-trzynascie-swietlicki Świetlickiego) kwestiami ubraniowymi nie przejmuje się wcale. Nadal dużo pije, ale coraz częściej wychodzi do ludzi, a nawet przyjmuje ich w swoim mieszkaniu. Należało ono niegdyś do pana Gienka, lwowiaka, stałego bywalca pewnej knajpy, Wiecznego Klucznika… I jest jeszcze policjant Ostrowski oraz jego nastoletnia córka, Żaneta. Łączy ich jedna słabość – ponad kontakty twarzą w twarz przedkładają rzeczywistość wirtualną. I wynikają z tego przedziwne historie, w których, niewiadomym zbiegiem okoliczności, spotykają się na jednym terenie najważniejsi bohaterowie: Dobrowolska, Dyduch, mistrz, Ostrowski, Żaneta, Lola, siostra Julii (pojawia się także w książce Świetlickiego _Trzynaście_), Gienek i Orchidea, sprawczyni całego zamieszania.

_Orchidea_ to bez wątpienia laurka dla Krakowa. Powieść na wskroś krakowska, krakowskością wręcz ociekająca. Są tu popularne knajpy, konkretne tramwaje, dokładne adresy. Już widzę, jak zamiejscowi zaczną przybywać grupkami pod Most Dębnicki, z entuzjazmem wołając: _To tu, to tu dyndała Orchidea!_. Powieść Grzegorzewskiej, Świetlickiego i Grina jest lekturą przyjemną i nośną, ale czy „książką kryminalną dla małego i dużego wielbiciela gatunku” – śmiem nieco powątpiewać.


_Orchidea_
Marcin Świetlicki, Gaja Grzegorzewska, Irek Grin
EMG, Kraków 2009









« powrót