Brzmi fatalnie? Takie też jest. Oś fabularną _Ratownika"_stanowi konflikt pomiędzy prawym "dzikusem", który jest wierny swojemu etycznemu kodeksowi, a zgniłą, konsumpcyjną i bezwzględną cywilizacją, ambicją – zwrócenie uwagi na pewne problemy społeczne. Nie mam nic przeciwko komiksom, czy w ogóle "sztuce zaangażowanej", ale musi być dobrze zrobiona. Taniguchi skupia się na zjawiskach aktualnych na całym świecie, także w Polsce – problemie popularnych "galerianek", dorosłych nieświadomych kłopotów, z jakimi borykają się ich dzieci, bezradności wymiaru sprawiedliwości wobec mających wielkie wpływy przestępców i biorących sprawy w swoje ręce bliskich ofiar. Niestety, z tego szlachetnego przepisu nic nie wyszło. Wymowa komiksu jest strasznie kiczowata i cukierkowa, a czytelnik nie ma najmniejszych złudzeń, jaki finał będzie miała banalna fabuła, godna sensacyjnych filmów klasy C z lat osiemdziesiątych. A najbardziej irytuje główny bohater. W swoich założeniach miał być prostolinijnym reprezentantem zacnych wartości, gotowym do poświęceń w imię wyznawanych zasad, a stał się japońską imitacją naszego kapitana Żbika. To sztuczny, spreparowany wzór parenetyczny, który wygłosi umoralniającą pogadankę i zdejmie kota z drzewa, a nie pełnokrwisty człowiek wierzący w dobro, tkwiące w każdym człowieku, jakiego można spotkać w powieściach Johna Steinbecka.
Jeśli chodzi o oprawę wizualną, to do _Ratownika_ nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń – Taniguchi jak zwykle stanął na wysokości zadania. Z równą sprawnością ilustruje zamglone szczyty gór, jak i gwarne uliczki Tokio. Autor trzyma się konwencji realistycznej i unika nadmiernego przerysowania, cechy zwyczajowo przypisywanej mangom, która nierzadko irytuje czytelników "zwykłych", tj. amerykańskich i europejskich komiksów. Nie martwcie się, w komiksie bohaterowie nie mają wielkich oczu i groteskowo zdeformowanych sylwetek.
Niestety, historia Shigi w bibliografii Jiro Tanguchiego zapisze się, jako wpadka. _Ratownik_ jest dosyć miałką opowieścią, która w swoich założeniach, jak rozumiem, miała stać się apoteozą zmagań i zwycięstwa szlachetnego i niezłomnego człowieka. W komiksie jednak brak tego, co było prawdziwą siłą utworów Taniguchiego – emocji, którymi kipiało _Zoo zimą_, surowości, która emanowała z _Opowieści z Tundry_, a przede wszystkim autentyczności, która tak mocno działała na mnie w obu tych dziełach.
_Ratownik_
Jiro Taniguchi
Tłum.:Radosław Bolałek
Hanami
10/2009
« powrót