*Joanna Jakubik: W wypowiedzi dla „Kroniki” podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni wspominał Pan, że w Pana ulubionej wypożyczalni kaset video były tylko dwie półki – filmy o życiu i filmy do śmiechu. Pan chciał zrobić film, którego nie będzie można poddać tak łatwej kategoryzacji. Udało się, a jednak, z drugiej strony, można wpisać go w nurt, zwany fenomenem kinowej ostalgii , w którym mieszczą się takie filmy jak np. _Goodbye, Lenin_, _Ulica słoneczna_ albo _Mars_.*
*Borys Lankosz*: Niestety, żadnego nie widziałem, choć o _Goodbye, Lenin_ słyszałem. Miło słyszeć, że wpisuję się w jakieś szersze konteksty, choć muszę przyznać, że usłyszałem do tej pory taką ilość skojarzeń dotyczących "_Rewersu_":http://splot.art.pl/e-splot/380/nasza-mala-stalinizacja-a-rebours-rewers, że zaczyna mnie to bawić. Wszystko zresztą zmieniło się z dnia na dzień. Cały czas mam kontakt z dziennikarzami, wielu z nich opowiada niesłychane historie. Jedni porównują mój film do _Arszenika i starych koronek_ Franka Capry, drudzy szukają nawiązań do "_Bękartów wojny_":http://splot.art.pl/e-splot/498/bekarty-godne-chwaly, twórczości Pedro Almodovara i Andrzeja Munka. To mi daje ogromną radość, podsycaną dodatkowo przez świadomość, że skoro te skojarzenia nie mają nic wspólnego między sobą, to być może świadczy to o tym, że udało mi się zrobić coś oryginalnego, niełatwego do zaszufladkowania.
*J.J.: Wybór Andrzeja Barańskiego jako opiekuna artystycznego był zaplanowany czy to raczej kwestia przypadku? Pamiętamy przecież, że on lubi filmy, w których stosunek do czasu i historii jest bardzo ważny, ale i specyficzny.*
Andrzej Barański pojawił się przy produkcji w ostatniej chwili, gdy film był gotowy. Okazało się bowiem, że jednym z udziałowców projektu jest PISF, który debiutantom narzuca zasadę posiadania opiekuna artystycznego, którego ja bardzo długo mieć nie chciałem. Czułem się pewnie, wiedziałem, co chcę zrobić. Skoro jednak pojawiła się taka konieczność, Jerzy Kapuściński (główny producent) zaproponował Andrzeja Barańskiego. Oczywiście znałem filmy Pana Andrzeja, bardzo je lubię i spotkanie z nim rzeczywiście mi pomogło. Jestem otwarty na mądrych ludzi i ich rady. Zwłaszcza, że Barański pojawił się w dość czułym momencie, kiedy utknąłem z montażem, odczuwałem straszne zmęczenie materiałem.
*Anna Bielak.: A skrócenie materiału o pół godziny było decyzją czysto reżyserską czy też wiązało się z kwestiami marketingowymi?*
Nie, nie, absolutnie. Jako reżyser cieszyłem się wolnością. Jerzy Kapuściński jest wspaniałym producentem. Sprawuje mądrą producencką opiekę, daje wolną rękę w pracy, ale jednocześnie inspiruje. Ma zresztą doskonale wyrobiony smak – to on podsunął mi pomysł zatrudnienia przy filmie Włodka Pawlika jako kompozytora. Byłem pewny, że w filmie dobrze zabrzmi jazz, najlepiej w stylu Komedy. Jerzy jest wielkim koneserem jazzu, stąd natychmiastowe skojarzenie – Włodek Pawlik. Poza tym scenariusz został zrealizowany bardzo wiernie, choć nie wszystko w nim zagrało, zwłaszcza w części współczesnej. Miałem jednak mało dni zdjęciowych i pewne rzeczy umykały. Nie miałem możliwości lepszego dopracowania niektórych elementów. Musiałem w jakimś sensie sprzeniewierzyć się scenariuszowi, żeby go ocalić. Pamiętam dokładnie noc, kiedy to się stało. Po kilkunastu godzinach spędzonych z Wojtkiem Anuszczykiem w Łodzi i bezowocnych próbach osiągnięcia lepszych efektów, podjąłem dosyć drastyczną decyzję wycięcia z filmu wszystkiego, co w jakiś sposób mnie irytuje. Chciałem w ten sposób sprawdzić, czy konstrukcja sama w sobie jest na tyle silna, że to wytrzyma. Dobrnęliśmy do końca przed siódmą rano. Totalnie zmęczeni postanowiliśmy obejrzeć wszystko jeszcze raz. I wtedy nagle film zadziałał, poczułem jakby w końcu wykluł się ze scenariusza.
*J.J.: Obsadzenie Krystyny Jandy w jednej z głównych ról może budzić skojarzenia z _Przesłuchaniem_ Ryszarda Bugajskiego z 1982 roku. Filmem, który też traktuje o komunizmie, stalinizmie, choć w zupełnie inny sposób. Czy to było świadome nawiązanie?*
Rzeczywiście, myśl o tym pojawiła się w pewnym momencie, ale później. Oczywiście znam doskonale film Bugajskiego i bardzo go cenię. Niewątpliwie jest jednym z najwybitniejszych polskich filmów z fenomenalną rolą Jandy. Jednak w przypadku "_Rewersu_":http://splot.art.pl/e-splot/380/nasza-mala-stalinizacja-a-rebours-rewers moim wyborem poszczególnych aktorów kierował inny mechanizm. Zawsze pozwalam sobie na to, żeby film w jakiś metaforyczny sposób wszedł mi w krwioobieg, żebym mógł nim naprawdę oddychać, żeby stał się częścią mnie i unaocznił w wyobraźni. W pewnym momencie zaczynają się pojawiać także twarze. Jedną z nich była twarz Krystyny Jandy. Zadzwoniłem do jej agentki, przeczytała scenariusz i błyskawicznie się zgodziła. Generalnie nie ma w tym filmie wielu świadomych cytatów, wszystko dzieje się w jakimś aspekcie nieświadomie.
*A.B.: Co do cytatów – wcześniej robił Pan tylko dokumenty.*
Zrobiłem jedną krótkometrażową fabułę - _Obcy VI_, to trzydziestominutowa etiuda z serii _Debiut 30 min_.
*A.B.: Jednak przewaga Pańskiej twórczości to dokumenty. Marcin Koszałka – operator "_Rewersu_":http://splot.art.pl/e-splot/380/nasza-mala-stalinizacja-a-rebours-rewers także jest dokumentalistą. Tymczasem w filmie są widoczne wyraźne nawiązania do różnych gatunków kina, poetyki noir, czarnej komedii czy choćby komedii mieszczańskiej. Skąd takie nagłe nagromadzenie tylu klasycznych gatunków u dokumentalistów, którzy posługują się zwykle jakimś rodzajem czystej formy?*
Zawsze miałem wrażenie, że tematy dokumentalne znajdują mnie same. Większość z nich, co zapewne wiele o mnie mówi, była na ogół bardzo bolesna – dotyczyły jakiejś alienacji. Dokument kojarzy mi się z bólem. Zawsze empatycznie związywałem się z bohaterami, co potem bardzo wiele mnie kosztowało. Dlatego myślę, że "_Rewers_":http://splot.art.pl/e-splot/380/nasza-mala-stalinizacja-a-rebours-rewers i robienie filmu fabularnego, było w pewnym sensie odpoczynkiem. A zabawa gatunkami? Kocham kino od dziecka i chciałem podjąć z nim grę. Zresztą większość rzeczy była zakodowana już w tekście Andrzeja Barta, więc nie miałem wątpliwości, że chcę opowiedzieć tę historię żonglując konwencjami, wchodząc w swoisty dyskurs z kinem. Jednak wydaje mi się, że gdyby nie współczesna klamra, która integruje film, metaforyzuje go w jakiś sposób, ta czarno-biała historyjka – mimo że bardzo atrakcyjna, byłaby w sumie dość banalna.
*A.B.: I na koniec, bardzo ważna, szeroko dyskutowana kwestia. Mówi się ostatnio o tym, że współpraca literatów i filmowców może w jakiś sposób odrodzić polskie kino. Czy rzeczywiście uważa Pan, że to możliwe?*
Nie wiem, choć zawsze chciałem, żeby tak było. Od dziecka bardzo dużo czytam i myślę, że mam dość dobrze wyrobiony gust literacki, ale też na tyle pokory i dystansu do siebie, żeby umieć prześwietlić to, co piszę samemu. Kończąc szkołę miałem kilka tekstów, które były potwornie rozczarowujące. Musiałem się sam przed sobą przyznać, że albo chcę robić jakiś krótki film, który stanie się artystyczną wypociną, albo zrobić film z prawdziwego zdarzenia. Zacząć współpracę z profesjonalistą. Ponieważ Andrzeja Barta znam od wielu lat, ufam jego talentowi i doskonale się rozumiemy dzięki jakiemuś rodzajowi artystycznej chemii, moja współpraca z nim była oczywistym wyborem.
*A.B., J.J: Dziękujemy bardzo za rozmowę.*
Bardzo dziękuję.
foto: materiały dystrubutora
« powrót