Miranda July nie zastanawia się nad tym, gdzie wybrać się na wakacje albo jaki jest najlepszy film w historii kina. Wyciąga na powierzchnię wszystko, o czym zdarza się pomyśleć przez tę jedną sekundę w pełnym tramwaju. Kiedy z niego wysiadamy już jesteśmy normatywnymi ludźmi, którzy idą na kawę i słuchają muzyki. July zatrzymuje tamtą sekundę. Wyciąga z niej cały absurd lęku i samotności.

***

Miranda July ma burzę loków i stalowo-błękitne oczy. Jej wygląd zapada w pamięć nie tylko dlatego, że stanowi kolejną wyobrażoną wersję na temat jakiegoś „ekscentrycznego bohatera”, ale przede wszystkim z powodu nadobecności artystki w jej twórczości. W swoich filmach odgrywa główne role, w  powieściach i opowiadaniach ujawnia się (choć to tylko wrażenie) jako podmiot. Jej twórczość przypomina rodzaj dziennika, zapisu doświadczeń. To bardzo podobne wrażenie do tego, które pojawia się  przy obcowaniu  z twórczością Leny Dunham.

Dlatego, nieważne czym aktualnie zajmuje się Miranda July – film, powieść, performance aplikacja na telefon – stanowi to część jej  dziwacznego uniwersum. Świat ten sklejony jest ze smutku, absurdu, lekkiej ironii, fantazji i wyobrażeń. A przede wszystkim z samotności i wstydu, który pokracznie przełamywany jest pytaniem pełnym niepewności – jak wtedy kiedy bohater „Are you the favourite person of anybody?” pyta przechodniów o to, czy dla kogoś są najulubieńsi, jak wtedy, kiedy poprzez aplikację „Somebodyapp” możemy wyjawić komuś największy sekret przez pośrednika. Miranda July wytrąca z równowagi, wrażenia normatywności i przypomina o wszystkich fantazjach, które schowaliśmy w przeszłości. Przypomina o „smutkach nowych i zapomnianych, które umarły grzecznie lata temu, ale nie były naprawdę martwe, lecz ożywały, gdy tylko skropiła je odrobina wody”.

Wszystko to można znaleźć w wydanych przez wydawnictwo Pauza zbiorze opowiadań „Pasujesz tu najlepiej”. Na książkę składa się 16 utworów, które w 2007 roku zostały wyróżnione  nagrodą Franka O’Connor.
Artystka w kilkunastu opowiadaniach przedstawia jedną historię, ujętą na wiele różnych sposobów.  Nie widać tego od razu, ponieważ jej bohaterowie są niecodzienni. Nie chodzi tu tylko o mechanizmy ich działania lub myślenia. Niecodzienność ujawnia się już na poziomie zarysów biografii postaci. W opowiadaniach nie występują więc prawnicy i lekarze, ale trenerki pływania, uciekinierzy, pracownicy fabryki torebek skórzanych albo niecierpliwe pisarki. Czasami też nie dowiadujemy się o bohaterach niczego. Jedna dziewczyna po prostu boi się, że ktoś niepożądany, obcy wejdzie do jej sypialni – towarzyszymy jej tylko przez kilkanaście minut życia. Inna postać, w opowiadaniu nazwana „tą osobą”, daje się poznać jedynie jako tak zwany „ktokolwiek”. „Ta osoba” niesiona jest przez wybujałe fantazje na temat wzbudzania zachwytu w absolutnie każdej osobie. Jednym zdaniem – July przygląda się modelom zachowania tych ludzi, a nie ich życiorysom. Zamiast psychologizacji stykamy się z chwilowym stanem emocjonalnym - silnym przerażeniem albo pozorowaną ulgą. Tak jak w opowiadaniu „Drużyna pływacka”, w którym młoda dziewczyna wchodzi w rolę trenerki pływania. Drużyna składa się z trzech staruszków, a ich basenem jest… drewniany parkiet. Mimo że dziewczyna jest „najsmutniejszą trenerką pływacką w historii świata”, to lekcje utrzymywania się na ziemi dają jej poczucie, że dalej jest mu do czegoś potrzebna. Nieważne, że wszyscy z powodzeniem potrafimy utrzymać się na podłodze. Z innym rodzajem lęku stykamy się w „Mężczyźnie na schodach”, w którym główna bohaterka podczas uważnego nasłuchiwania, czy na pewno nikt nie wpełznie zaraz do jej pokoju przyznaje się, że jest nieszczęśliwa, że całe jej życie układa naglący pośpiech. Że nawet herbatę na rozluźnienie pije tak jakby to był konkurs na najszybsze jej wypicie. Albo samotny mężczyzna z opowiadania „Siostra” uczucie pustki wypełnia wyobrażoną dziewczyną, Blancą. Blanca jest utopią, jest powodem, by żyć, choć jest ona tylko zabawą, fantazją. Z myślą, że można ją spotkać codziennie, mężczyzna zaczyna o siebie bardziej dbać – stara się wyglądać elegancko, chodzić wyprostowany, pozbyć się chronicznego kataru.

July poprzez opowiadanie różnych, nierealnych czasami historii opowiada historię jednego człowieka, który żyje swoimi chimerami i rozczarowaniami. Ratuje go nadzieja, która objawia się w marzeniu, snuciu wyobrażeń, bajdurzeniu niestworzonego, wymyślaniu rzeczywistości od nowa. Można na przykład zatrzymać się w pół kroku idąc do wanny, wytrzymać długo w bezruchu, tylko dlatego, że nie ma przy nas tej jednej osoby, którą tak bardzo kochamy. A skoro jej nie ma to czas się zatrzymał, świat przestał istnieć. W świecie, którego nie ma, nie można stawiać kroków, trzeba stać w miejscu. Artystka nadziei i ukojenia poszukuje również w bliskości, która okazuje się chyba największym wyzwaniem. Nauka intymności nie została uwzględniona w żadnych kursach na studiach, a przecież wystarczy jedynie opowiedzieć sobie o smutkach, wymienić się historiami, „zmoczyć powietrze wokół twarzy”. July podpowiada – bliskość, zrozumienie, akceptacja – to jest właśnie romantyzm.

Jedynym minusem, którego można się dopatrywać w „Pasujesz tu najlepiej” to duża jednolitość narracji w obrębie całej książki. Nieważne czy historię opowiada 70-letni mężczyzna, czy 22-letnia dziewczyna, wydaje się, że to tak naprawdę jedna i ta sama osoba – może właśnie sama autorka? Bez względu na ryzyko jednostajności lektury, uważam, że July bierze na warsztat nie tylko jednostkowe opowieści, a pewne spektrum odczuć, które przydarza się wszystkim, bez względu na płeć, wiek, kolor skóry. Pobrzmiewa w tym odwieczne i dobrze nam znane zdanie – nie martw się, nie jesteś w tym sam.

Mimo oryginalności opowiadań Mirandy July, artystka opowiada o tym, co dobrze znamy – miłości, odrzuceniu, samotności, pytaniach, które nigdy nie zostają zadane, odpowiedziach, które nigdy nie przechodzą przez gardło. O empatii, która w końcu pozwala na przedarcie się przez chmarę cynizmu, by dać komuś trochę zrozumienia. Może właśnie, by powiedzieć – pasujesz tutaj. Dać mu poczucie przynależności. Przypomnieć mu, że istnieje. Jest jednak coś szczególnego w tych znanych od wieku tematach – July uwalnia język uczuć, tak bardzo narażony na klęskę banału, od frazesów. Rezygnuje z formułek, które przez ich powtórzenia straciły na znaczeniu. Nie ma wygód poetyckich, skrótów myślowych, aforyzmów. „Nie próbuję być poetycka: widzę jak mocno bije mu serce, aż unosi mu kieszeń koszuli” albo „istnieją świetne powody, żeby opierać się językowi, a jednym z nich jest miłość”, to najlepsze na to dowody. Artystka pisze jak jest – przygląda się codzienności, wyciąga z niej detal i przedstawia z każdej strony. Poklepanie kogoś po ramieniu nie jest już tylko gestem. Staje się symbolem, przedmiotem analizy.

W końcu, Miranda July pobudza w czytelniku tęsknotę. Gdzie zostawiłeś te wszystkie dziwaczne i osobliwe uczucia? Czemu pozbyłeś się tego co pokraczne, tego co kaleczy język, chwieje kroki, mąci w głowie? Pasujesz tu najlepiej, bo możesz być kolejnym opowiadaniem albo – co bardziej prawdopodobne – już nim jesteś. July przypomina, że wszyscy tam byliśmy – życie to wieczne oscylowanie pomiędzy leżeniem na podłodze, a popijaniem kawy siedząc prosto, na krześle, przy stole. Mocno przyciskasz plecy o oparcie, ale może to nie potrwa długo. Może oparcie nie jest takie stabilne jak ci się wydaje i znowu znajdziesz się pod stołem. Ale to nic. Wszystkie pozycje masz już sprawdzone.

Miranda July
„Pasujesz tu najlepiej”
Przełożył Łukasz Buchalski
Wydawnictwo Pauza 2019