Podchodzisz z zaangażowaniem do każdego dnia i celujesz w najwyższe dobro. Odtąd znajdujesz się na trajektorii prowadzącej w stronę Nieba. To rozpala nadzieję. Nawet pasażer tonącego okrętu może odczuwać szczęście, kiedy wdrapuje się do szalupy! Kto wie, dokąd dotrze w przyszłości. Być może więcej szczęścia niż samo dotarcie do celu daje szczęśliwa podróż...1
Jest w tych wszystkich zaleceniach coś kojącego. Porządek świata (odwiecznie związany z męskością, co Peterson skrzętnie wyczytuje z przeróżnych mitologii) nie wymaga drastycznych zmian, rzeczy są od wieków poukładane w sposób właściwy i w miarę sprawiedliwy, tak jak przykazał Bóg oraz ewolucja, więc jeśli się ogarniesz, to jest duża szansa na to, że znajdziesz równowagę między porządkiem i chaosem, a twoje życie nabierze Sensu.
No, chyba że na horyzoncie pojawią się lewicowe ideologie. Wtedy to, kolego, będzie kłopot. Peterson zręcznie układa poradnik w taki sposób, by przejścia pomiędzy rozważaniami (o tym, że chłopców nie należy powstrzymywać od podejmowania ryzyka, wątpliwościami dotyczącymi istnienia patriarchatu, opisem niebezpieczeństw polityk socjalnych i okropieństw Gułagu) odbywały się płynnie i sprawiały wrażenie ciągu przyczynowo-skutkowego. Manewruje przy tym powierzchownie, ale bardzo zręcznie: przekonanie o tym, że nasze społeczeństwo ma charakter patriarchalny jest ideologią prowadzącą w prostej linii do unicestwienia, jeśli nie ludzkości, to na pewno męskości. Z kolei twierdzenie, że czegoś takiego jak patriarchat nigdy nie było, były zaś jedynie „wspólne wysiłki kobiet i mężczyzn” w walce o lepszy byt, ideologią z całą pewnością nie jest, gdyż ta śmiała myśl stanowi odwieczną prawdę sankcjonowaną przez Boga, naturę i (nie zapominajmy) ewolucję. To dążenie, by hierarchiczne stosunki między płciami uczynić niepodważalną naukowo i teologicznie prawdą, która powinna być neutralna światopoglądowo jest stale choć często nie wprost obecne w „12 zasadach”.
Argumentacja z ewolucji, którą podpiera się Peterson bardzo często, jest kolejnym ciekawym wytrychem intelektualnym. Już w pierwszym rozdziale czytelnik dostaje opowieść o homarach, które walczą między sobą o najlepsze samice i najbardziej wygodną przestrzeń życiową. Ma być to egzemplifikacja praw natury i wskazówka dotycząca tego, jak ma postępować mężczyzna (przyznam szczerze, że trudno mi się było utożsamiać z samicą homara i kilka razy przy tym fragmencie parsknęłam głośnym śmiechem). Jednak niech nas nie zmyli ten darwinowski ton. Peterson równie chętnie korzysta z Freuda, Junga, Biblii, baśni czy wierzeń starożytnych Egipcjan – historie są dobierane w zależności od tego, co akurat dobrze brzmi w narracji. Nie ma między nimi przesadnej spójności, Peterson prowadzi czytelnika płynnie, ale bez większej dbałości o wynikanie, a całość obficie okrasza dowodami anegdotycznymi lub przykładami zaczerpniętymi ze swojego prywatnego, bądź zawodowego życia. Jednocześnie bardzo często wtrąca pojedyncze zdania, np. dotyczące szkodliwości wychowania uwrażliwiającego na różnorodność, w rozważania na zupełnie inny temat. Całość jest tworem kusząco eklektycznym, przekonującym i działającym na wyobraźnię.
Oddziaływanie na wyobraźnię połączone z kojącym wymiarem tego poradnika to w moim przekonaniu dwa najważniejsze czynniki decydujące o sukcesie Petersona. Swoim spokojnym, przekonującym głosem mówi: chłopaku, weź się w garść i posłuchaj: świat był i jest w gruncie rzeczy dobrze urządzony, nie przejmuj się zmianami klimatu, katastrofami ekologicznymi, odpowiedzialnością za kolonializm. Po prostu posprzątaj swój pokój, bądź męski i odpowiedzialny, a dostaniesz w nagrodę najlepszą samicę. Jeśli już odnajdziesz spokój między porządkiem a chaosem, w wolnych chwilach możesz pozwalczać feministki. Wszystko to zapisz sobie długopisem światła (Jak wykorzystać podarowany mi długopis światła? – to ostatni rozdział poradnika). Jeśli akurat nie masz takiego, pożycz od kolegi. Koledzy są dobrzy w obdarowywaniu się gadżetami i mądrymi radami.
Można się z tej książki naśmiewać i trzeba przyznać, że nie jest to trudne zadanie. Jednak nie można też udawać, że Peterson nie jest przekonującym autorem o ogromnej i wciąż rosnącej popularności. I jeśli uważnie przeczytać to, co pisze między historiami o homarach i długopisach, to znajdziemy w jego koncepcji receptę na lęki przed współczesnością (jej dynamicznymi zmianami, okrucieństwem, rewolucjami, pięknem). I nie ma co ukrywać, że jako społeczeństwo tych lęków coraz silniej doświadczamy. Antidotum, które proponuje Peterson nie jest, w moim przekonaniu, ani skuteczne, ani pozbawione skutków ubocznych. Pozostaje jednak pytanie, czy lewica może przepisać inną receptę?
"12 życiowych zasad. Antidotum na chaos"
Jordan B. Peterson
Przeł. Krzysztof Zuber