Pozycja – klasyk, z którą każdy, choćby nigdy po nią nie sięgał, mógł zapoznawać się pośrednio. To bodajże najczęściej cytowany tytuł, dotyczący fotografii. Po ponad trzydziestu latach od amerykańskiej premiery książki (rok 1977, choć wcześniej w latach 1973-77 w odcinkach drukowana była przez New York Review of Books), ukazało się długo wyczekiwane, drugie polskie wydanie.
Książka nie jest podręcznikiem warsztatowym fotografa, nie jest też naukową rozprawą, opatrzoną dziesiątkami przypisów, ale bynajmniej nie jest przez to mniej ważna. Ten zbiór esejów czyta się tak, jak ogląda się kolekcję bezpretensjonalnych, ale szalenie ciekawych fotografii, brawurowo opowiadających o rzeczach tylko z pozoru oczywistych. Dzięki temu, mimo odległej już daty swej premiery, nie traci ona nic na aktualności. Jeśli zauważyć, że oto na naszych oczach już właściwie dokonała się druga rewolucja fotograficzna (pierwsza polegała na rozpowszechnieniu się aparatów z „cyfrowym mózgiem”, pozwalających ograniczyć wykonanie zdjęcia do zwolnienia migawki, o czym wspomina Sontag w pierwszym eseju); druga polegać ma na powszechnym i gwałtownym przejściu od systemu analogowego do cyfrowego, co w pełni demokratyzuje możliwość utrwalania arbitralnie wybranych fragmentów rzeczywistości. Nigdy wcześniej fotografowanie nie było tak dostępne i obarczone tak niskim stopniem ryzyka, a świat nie produkował zdjęć z taką swobodą i w takich ilościach (ten swego rodzaju okrzyk zdziwienia autorki sprzed ponad trzydziestu laty dziś zapewne zabrzmiałby o wiele donioślej).
Sugestie Sontag z lat 70. nie tyle nawet wkroczyły w swą drugą młodość, co teraz dopiero uzyskały pełnię dojrzałości, której kształtu sama autorka przewidzieć nie mogła. O fotografii zyskuje dziś na znaczeniu choćby z pobudek statystycznych – treści, które napotka odbiorca dotyczą znacznie większej ilości ludzi niż niegdyś. Różnica ta dobitniej uwidacznia się w kontekście lokalnym. Wydaje się, że z pewnym bagażem wolnorynkowych doświadczeń dziś jesteśmy w stanie wyczytać z publikacji Sontag więcej niż mogliśmy w drugiej połowie lat 80.
Co istotne, autorka w ogóle nie podejmuje kwestii technicznych (artystycznych) fotografii. Interesuje ją problematyka społeczna i sposób, w jaki fotografia organizuje nam widzenie świata, a tym samym – co jest już mniej oczywiste – organizuje sam świat. Choć w jednym z esejów natrafimy na cytat z Mallarme’go (według samej Sontag najlogiczniejszego z dziewiętnastowiecznych estetów), który twierdzi, że wszystko na świecie istnieje po to, by znaleźć się na fotografii, można dojść do wniosku, że tytuł zbioru jest dość przewrotny, a dosłownie czy też bezrefleksyjnie potraktowany okazuje się zrazu nieadekwatny.
Sontag nie wydaje się być zainteresowana samymi zdjęciami jako prostokątnymi, płaskimi przedmiotami, przedstawiającymi cokolwiek/kogokolwiek, a raczej tym, co ze społecznego nimi zainteresowania wynika, choć wyraźnie zaznacza, iż nikt nie zakwestionuje już dziś poglądu, że fotografia ogromnie zwiększyła rolę wzroku w zakresie roszczeń poznawczych (…).W trakcie lektury na pierwszym planie uwidacznia się ujęcie antropologiczne, rozważające fenomen roli, w jaką globalne społeczeństwo uwikłało fotografię, wraz z konsekwencjami jej „imperialistycznych zapędów”. Rzecz dotyczy nie tyle samego patrzenia, z którym odruchowo fotografię wiążemy, ale próbuje uchwycić efekt (produkt) patrzenia w postaci widzenia świata. Widzenia, czyli tegoż świata rozumienia. To fenomen eseistyki Sontag: jej obserwacje nie zatrzymują się na płaszczyznach fotografii, ale natychmiast je przekraczają czy też porzucają, docierając tym samym do obszarów socjologicznego czy filozoficznego: zdjęcia nie ułatwiają natychmiastowego dostępu do rzeczywistości, ale do jej obrazu.
Książka jest doskonale wydana, co dodatkowo może przyspieszyć puls licznym posiadaczom kserokopii pierwszego polskiego wydania. Z zupełnie oczywistych powodów krakowski wydawca wznowienia miał dużo większe możliwości edytorskie i w pełni je wykorzystał. Drugie wydanie uzbrojono w twardą oprawę z różowymi wnętrzami okładek (co jak głosi plotka, ma być nawiązaniem do jednej z pierwszych amerykańskich edycji zawierającej elementy w tym kolorze) i złożono krojem pisma Filozofia autorstwa Zuzanny Licko. Cieszy fakt, że Karakter postawił na spokojny, elegancki krój, ale nie mniej istotna jest wzmianka nazwiska jego twórczyni – to jednak niecodzienna praktyka. Na doskonałe tempo lektury wpływa nie tylko świetny warsztat literacki Sontag i potraktowanie samego tematu, ale także znakomite tłumaczenie Sławomira Magala (w obydwu wydaniach).
Przypomnijmy: pierwsze wydanie polski czytelnik otrzymał w 1986 roku. Zbiór ukazał się wtedy w nakładzie zaledwie 10 tyś. egzemplarzy, co jeszcze do niedawna skutkowało zawrotnymi sumami, jakich wirtualni sprzedawcy używanych książek żądali od licznych zainteresowanych. Jedna z obserwowanych przeze mnie ofert sprzed kilku tygodni opiewała na kwotę 210 złotych. Wreszcie ponad dwudziestoletnia cisza została przerwana, a spekulacje cenowe uległy zamrożeniu.
Warto też dodać, że (znów) na przekór tytułowi nie znajdziemy w książce przedruku żadnej fotografii, nawet przedstawienia pisarki, (dzięki sieci możemy bezproblemowo odszukać konkretne prace, opatrzone znanymi nazwiskami, którymi Sontag ilustruje swe rozważania).
By ostatecznie przekonać niezdecydowanych – choć wydawać by się mogło, że o tych niełatwo – na okładce wyróżniono zdanie jednego z recenzentów: „Najważniejsza w historii książka poświęcona fotografii”.
O fotografii (On Photography)
Susan Sontag
Przełożył: Sławomir Magala
Karakter , 2009